Z Dao iDe - przed siebie i bez celu

 

Kto, kto, kto?? No, kto zrobił zdjęcie?! Ja! 

Trudno oczekiwać, żeby zdjęcie nie miało autora. Dlatego wciąż podziwiamy największych. Oczywiście, dzisiejsza technika pozwala do jakiegoś stopnia oderwać się od konieczności (przywileju?) przypisywania sobie autorstwa niektórych kadrów. Na przykład: człowiek zakłada fotopułapkę, lecz osobiście ma niewielki wpływ na to, kiedy i jak zdjęcie zostanie wykonane. Czasem przebiegnie przed nią wiewiórka a czasem wilk. To tylko jeden i bardzo niedoskonały przykład. Nie szkodzi.

Chodząc ulicami swojego miasta z aparatem, często odczuwam wewnętrzny opór przed wyjęciem go z torby. Czasem przegapiam przez to naprawdę dobre (tak mi się wydaje) kadry. Gdybym działał na zasadzie fotopułapki, zapominając o gościu niezbędnym do naciśnięcia spustu migawki, robiłbym pewnie dużo więcej zdjęć. Pytanie: czy byłyby dzięki temu lepsze? 

Czy nie jest tak, że zapominając o swoim Ja, fotograf staje się automatem, który wystrzeliwuje z siebie kadry, bez większego znaczenia, od przypadku do przypadku tylko trafiając w środek tarczy? O co chodzi z tym zapominaniem o sobie?

Chodząc po górach, lasach i łąkach czasami zapominam o sobie. Nie powiem, żeby to skutkowało świetnymi kadrami, choć aparat rzadko znajduje się w plecaku. Jednak mam poczucie bycia częścią czegoś większego i starszego niż ja (Ja!). Podziwiam widoki, wdycham aromaty, dotykam kory drzew, słucham dźwięków i staję się dotykaniem, widzeniem i słyszeniem. 

Jednak brakuje mi do tego czegoś, by stać się jednością z aparatem, który trzymam w dłoni (a jeśli jednością, to z jest zbędne...). Zapominając o sobie, nie potrafię przekroczyć bariery jaką jest pamięć o aparacie. Dlaczego? Myślę, że chodzi o moment uświadomienia sobie swoich granic i zderzenia z granicami namacalnego czegoś INNEGO. Jak sprawić, by to coś innego przestało narzucać swoje własne granice? Przychodzi mi do głowy jedna odpowiedź: trzeba stać się tym czymś. Jak? Na pewno pomaga w tym techniczne opanowanie, którego brak powoduje, że bardziej skupiamy się na ciągłej analizie, zgadywaniu, wymacywaniu odpowiednich przycisków, gorączkowym przeszukiwaniu menu. 

Stoję pośrodku pustej drogi. Wokół nie ma nikogo. Nie myślę o tym, jakie zdjęcie chcę wykonać. Nie zastanawiam się nad głębią ostrości ani nad tematem. To rzadkość u mnie. Nie żałuję braku moich świetnych obiektywów z autofocusem i zoomem. Mam starą, niedoskonałą, manualną 50tkę (swoją drogą... bardzo dziś do mnie pasuje...). Zdjęcia robią się same (?!). Czy tworzę zdjęcia, czy zdjęcia w jakiś dziwny sposób tworzą mnie?


Czy Zhuang Zhou śni, że jest motylem, czy motyl śni, że jest Zhuang Zhou? 

                                        Zhuangzi. Prawidzwa księga południowego kwiatu. 


Przerwa w dostawie




Bez ograniczeń

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Taniec Słońca