Żegnaj Kiruś
Trudno coś pisać w takim momencie. Jeszcze trudniej wspominać z radością. Na to przyjdzie czas. Teraz jest smutek i rozbicie.
Kiedy patrzyłem na nią przez ostatnie miesiące, a w szczególności ostatnie dni wiedziałem, że ten moment nadejdzie już niedługo. Zawsze miała silne serce, więc domyślałem się, że to ja będę musiał zdecydować. Ten moment nastąpił. Dzisiaj zakończyła się jej wędrówka. Każdy kto znał jej wiek twierdził, że to bardzo dużo jak na psa, szczególnie tak dużego, jednak ja uważam, że to wciąż zbyt krótko.
Chodząca, merdająca radość - po przejściach, po schronisku, czasem wylękniona aż do irytacji, a jednak nie zamieniłbym jej na żadnego innego psa. Bywało, że nie sprawdzałem się, że zbyt mało jej oferowałem, że byłem zbyt wymagający i zbyt nerwowy. Zawsze, gdy się na nią wkurzyłem (nie z jej winy przecież) przepraszałem ją za to. Czy to wystarczało? Nie wiem.
A ona trwała przy nas jakby nic innego się dla niej nie liczyło. I chyba tak było. Po każdym rozstaniu, nawet jedno-, dwudniowym, rzucała się na nas z piskiem, domagając się naszej nieustającej obecności. Dziś jej nie ma a my jesteśmy i już nie otworzymy tych drzwi, już zamknęły się na zawsze, już nie przypadnie do naszych rąk wciskając w nie głowę i wiecznie sterczące uszy pragnące głasków...
Patrzę na miski stojące w pokoju. Wylałem wodę, wyrzuciłem resztki niedojedzonej karmy. Zwinąłem śpiwór i maty, które były jej ostatnim legowiskiem. Smycz i obroża leżą na podłodze, jakbym za chwilę miał je podnieść i założyć jej na szyję. Zaczął padać śnieg... Zawsze lubiła zimę: nurkowanie w zaspach, łapanie śnieżek...
Niestety, po tej zimie wiosna już nie nadejdzie...
Kira w swoim żywiole, 2013 |
Komentarze