Smok


 Wielki smok rozsiadł się na dachu. Siedział i siedział. I tak dobrze mu się siedziało, że zapomniał o polowaniu, o księżniczkach i innych głupotach. Zapomniał o przemijającym czasie, a co za tym idzie o drzewach, zwierzętach, ludziach i kamieniach.

Siedzenie na dachu wychodziło mu całkiem nieźle, a jako że smoki znane są z tego, że jak się do czegoś przywiążą i uznają to za swoje, to już się ich nie odciągnie od tego. Nawet ciągnikiem. Siedział więc smok i nic go nie ruszało. Ani beczące na dworze owce, ani ujadające psy. Nawet szczebioczące głupiutko księżniczki i królewny, które przewijały się przez dworek całymi pęczkami. Smok drzemał. Inna sprawa, że trudno w tych czasach o prawdziwe dziewice, a nie od dziś wiadomo, że dla takiego smoka cnota jest najlepszą odżywką. Niestety, te smakowite zazwyczaj nie są dziewicami, a te, którym wciąż było dane zachować cnotę... Dość powiedzieć, że nie kusiły smoka. 

Mieszkańcom średnio to pasowało. No bo jak to tak ze smokiem na dachu mieszkać? Co powiedzą sąsiedzi? Przecież to nie wypada mieć takiego smoka, co ani on nasz ani czyj. Bo jak to jest tak w ogóle ze smokami? Nikt nigdy takiego nie ujarzmił, obroży czy chomąta mu nie założył na szyję, nie zaprzągł do kieratu. Wiadomo, że smoka to tylko rycerz może wygnać, ale gdzie dzisiaj szukać całkiem zakutego młodzieńca?! A gad nic sobie z tych rozważań nie robi, leży tylko i kopci po okolicy buchając z nozdrzy czarnym dymiskiem. 

I tak przez lata gospodarzyli ludzie i udawali (na tyle, na ile to było możliwe), że żadnego smoka na oczy nie widzieli. Kiedy kto pokazywał palcem i pytał, rozglądali się wokół, jakby szukając odpowiedzi na pytanie o mający spaść deszcz. Mruczeli coś pod nosem niewyraźnie "może spadnie" i spiesznie odchodzili do nie cierpiących zwłoki obowiązków.

A smok leżał. Z czasem już mało kto z miejscowych zwracał uwagę na pokryte łuskami cielsko spoczywające na dachu. Czasem tylko jacyś przejeżdżający nieopodal położoną drogą turyści spojrzeli przez szybę samochodu tam, gdzie skierowany był palec siedzącego w foteliku brzdąca.

A smok spał i nie zauważył, że w końcu ciężar jego cielska spoczywającego na dachu zaczął doskwierać murom pałacyku. Najpierw ukruszyła się drobina tynku i ledwo zauważalnym pyłkiem osiadła na ramieniu przechodzącego gospodarza. Później coś zatrzeszczało w sypialni, coś zaburczało w kuchennym piecu. Na szybie jednego z okien pojawiła się ryska, niczym ślad po błyskawicy, jaki przez chwilę zostaje pod przymkniętymi powiekami. Później komuś pod nogami zaskrzypiał schodek i roztrzaskał się w drzazgi. Nagle oderwana dachówka w czasie silniejszego wiatru spadła przed drzwiami a kilka dni później, od jednej ze ścian odpadła cegła. 

Smok spał a dom pustoszał. Mniej hałasu, głębszy sen. Z czasem sen smoka stał się już tak głęboki, że nie można było dostrzec nawet smużki dymu, która kiedyś dzień w dzień unosiła się nad śpiącą gadziną gęstym, siwym obłokiem.

Aż w końcu ktoś przyszedł po latach żeby stwierdzić czy to prawda, lecz rozstawione wszędzie wokół tabliczki "wstęp wzbroniony" i "teren prywatny", nie pozwoliły mu nabrać pewności. Z daleka tylko przyglądał się przez kilka chwil budynkowi. Odchodząc rzucił ostatnie spojrzenie przez ramię i wydało mu się, że jedno z okien leniwie łypnęło rozbitą szybą w jego kierunku; że tabliczka "UWAGA. GROZI ZAWALENIEM" wyprostowała się nieco i przesunęła w bardziej widoczne miejsce.

"Bajki!" pomyślał. Wsiadł do samochodu i odjechał szukając innych atrakcji. Tabliczka przechyliła się powoli i upadła na ziemię. Z komina uniósł się ledwo dostrzegalny obłoczek... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Taniec Słońca