Czerwona planeta
Mam jakieś skrzywienie związane ze starymi, czasem bardzo zapuszczonymi sadami. Nie wiem dlaczego. Może chodzi o to, że w dzieciństwie było to jedno z moich ulubionych miejsc u dziadków na wsi? Spędzaliśmy z innymi dzieciakami dużo czasu skacząc po gałęziach i zajadając owoce. Całkiem nieźle wychodziło nam małpowanie naszych odległych kuzynów...
W miarę zbliżania się do sadu magiczne światło jakby traciło na mocy... Drzewa ze zgranej i nieźle skomponowanej grupy zamieniły się w pojedyncze pnie oddzielone sporą, nudnawą przestrzenią krótko przystrzyżonej trawy. Coś uciekło... Z daleka widok zapierał dech a z bliska to było po prostu skupisko równo posadzonych drzew. Ściana lasu z tyłu zaczęła rozpraszać i przytłaczać.
Niestety, w miejscu skąd widok był najlepszy nie było szans na zatrzymanie się i zrobienie zdjęcia. Jedyny możliwy zjazd z "krajówki" był dokładnie na wysokości sadu. Zatrzymałem się i wysiadłem, choć raczej bez większych nadziei na coś ciekawego. Przyznaję, że próbowałem - schylałem się, kucałem, podnosiłem aparat nad głowę, wychylałem w lewo i prawo. Nic.
Pomyślałem "jak nie, to nie!" i zawróciłem do samochodu, raz tylko rzucając zagniewanym wzrokiem na niewdzięczników, którzy nie chcieli się przez moment nawet powdzięczyć do obiektywu... I zobaczyłem... To Jedno, by wszystkimi rządzić, Jedno, by wszystkie odnaleźć, Jedno, by wszystkie zgromadzić i...
Ok, trochę mnie poniosło, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że byłem naprawdę zawiedziony a to jedno sprawiło, że poczułem, że zawsze może się zdarzyć coś, czego nie przewidzieliśmy, czego się nie spodziewaliśmy, a co popchnie nas w zupełnie innym kierunku. Miała być grupa zjawiskowo wyglądających drzew na tle lasu a pozostało jedno wiodące mnie na pokuszenie jabłko (wiem, w słynnej opowieści wcale nie chodziło o jabłko, wbrew powszechnie panującej opinii).
Od razu skojarzyło mi się z zawieszoną w bezkresnej przestrzeni planetą. Tkwiło tak samotnie czekając na dobry moment, by zejść za horyzont. Kratery na jego powierzchni pozwalają sobie wyobrazić jak łatwo ulega zranieniu. Domyślać się tylko można jakie siły na nie działały, jak wielu z nich musiało się przeciwstawić, żeby wytrwać do czasu osiągnięcia czerwoności. Nie rozdziobały go szpaki, ni wrony... I ono właśnie przyciągnęło mój wzrok na tle błękitu nieba.
Coraz częściej ulegam pokusie zatrzymania się gdzie bądź...
Komentarze