Bajeczka o drutach
Ok, jest droga. Są pola, wzgórza, słońce, chmury... I coś na tle tych chmur... Wysoko ponad głową. Coś błyszczącego na tle ciemnych chmur. Druty! To o druty zahaczyłem! To one są winne!
Tylko że... one są dość wysoko. Zaciekawiło mnie to i zacząłem się zastanawiać jak to możliwe, że coś znajdującego się na takim pułapie zatrzymało mnie tutaj w dole, na mojej ziemskiej, dwukołowej drodze.
W żaden sposób nie mogłem sobie tego wytłumaczyć do chwili, gdy uświadomiłem sobie, że wcale nie chodziło o żaden faktyczny kawał kabla, który niby garota oplątał mi się wokół szyi.
No, dobra. Trochę to trąci bajeczką. Od początku wiedziałem, że chodziło o ten rozbłysk na tle chmur. Dość monotonny krajobraz zachęcał do tego, żeby jak najszybciej się po nim prześlizgnąć na kolejny etap mojego rowerowego tripa. W momencie, gdy jechałem dość szybko, nie zdążyłem zarejestrować wzrokiem drutów nade mną, lecz tylko ten jeden rozbłysk. Wydał mi się na tyle ciekawy, że zatrzymałem się i zacząłem skakać, kucać, wyciągać w górę ręce, aby tylko móc ten blask uchwycić na zdjęciu.
To była dobra zabawa, więc porozglądałem się i zrobiłem jeszcze kilka ujęć ze słupami, wieżami czy jak to tam się nazywa. A później pomyślałem, ze ta cała bajeczka o nagłym zatrzymaniu przez druty wcale nie jest taka głupia. Wiele razy w życiu mijamy w pędzie jakieś momenty, zjawiska czy wydarzenia, które może nie są szczególnie doniosłe, ale jednak jakoś znaczące. Choćby tylko po to, żeby dać nam chwilę radości, zaciekawienia czy zwykłego odpoczynku.
Komentarze