13 sierpnia 2024

Taniec Słońca


 Głowę bym dał, że tańczyło. Najpierw wzeszło, szybko, ledwie się zorientowałem. W zasadzie, to nawet nie wiem, w którym momencie pojawiło się nad horyzontem. Najpierw zatańczyło na jednym listku mijanego przeze mnie krzewu. Zapatrzyłem się a już wokół dziesiątki i setki liści objęło to taneczne szaleństwo. Zanim się spostrzegłem cała przyroda wokół zdawała się pogrążona w transie. Ba, przyroda! Cała okolica! Budynki, latarnie (które wreszcie mogły skorzystać z tego, że nie one muszą oświecać, lecz to je oświeca coś). Prawdziwe szaleństwo światła. 

Było miło, przyjemnie i ciepło. Aż pojawił się słup i zwinięty w regularny krąg kabel, żywo przypominający swym kształtem wschodzący coraz wyżej pierwowzór. I puściły wodze (wódz?) wyobraźni i już rwie się i szarpie przyszpilony do kabla jakiś ktoś. I próbuje go zerwać, oderwać, odciąć, odcieleśnić! Bez krzyku, bez słowa skargi, a w miarę możliwości i bez grymasu jakiegokolwiek, lecz wyłącznie z pieśnią na ustach i piszczałką z orlej kości "piiiiiiiiiiiiiii!!!!"

A kabel-rzemień nie puszcza. Wrzyna się i krwawi krwią jakiegoś ktosia, który ma szansę zostać Kimś po tyleż okrutnym, co koniecznym rytuale. Szarpie się więc i szarpie a skóra nie puszcza. Trzyma w sobie kabel-rzemień i za nic nie chce się poddać przemianie. 

Czy wystarczy determinacji? Czy jest wystarczająco zmotywowany? Czy zniesie ból nie do zniesienia? Czy podoła trudom?

Przemijam go. Idę swoją drogą. To nie moja walka. Odwracam się i odchodzę a za mną, podnosząc lekki obłoczek kurzu z drogi, suną dwie ciemne linie...

***

Jest jeszcze inny obraz. Słup i wiszący kabel. Zerwana komunikacja między kim a kim? Kim a czym? Kabel, który prowadzi donikąd. Sam się w siebie zwija i kończy na słupie. Sam ze sobą gra w wisielca - przegrany jest wygranym a wygrany przegranym w jednej i tej samej rozgrywce. Takie to spowszechniałe i przezroczyste. 




2 komentarze:

Anonimowy pisze...

O kurczę, bardzo ciekawe

Szamanick pisze...

Dzięki :)