Oczekiwania
Patrzyłem za nim, ponad głowami wyrywającymi się do natychmiastowego zastąpienia Jedynego. Tylu namiestników, tyle hałasu! O co? O krótką chwilę przed zmrokiem, gdy każdy z nich i tak zaśnie w ciemności, by rano pokornie znów przyjąć fakt Jego jedynowładztwa, gdy obudzony blaskiem świtu zapomni, że w ogóle miał jakieś oczekiwania.
Ja też miałem. Przynajmniej na początku. Jadąc na chybił trafił samochodem odnosiłem wrażenie jakby pełno w nim było mnie... Ale mnie nie jednego, tylko mnie wielu. Wielu mnie wielogłosowych. A każdy z tych głosów miał oczekiwania w odniesieniu do tego jak, gdzie i co. Chrzęściła kabina zgrzytem zniecierpliwienia, złości i frustracji, a gdzieś wciśnięty pomiędzy rozpanoszonymi "chcę", "muszę", "powinienem" chlipał smutek "znowu nic...".
Dosyć! Ani zgrzyta więcej! W kabinie tylko kierowca ma głos! A ja mam głosu dosyć! Ciszeć mi tu! Od tej chwili jak makiem zasiał: spać! W jednej chwili powrócił spokój. Wróciło moje rozmedytowanie - nie siedzące, nie chodzące a jadące sobie wolno, zgodnie z nurtem szamańskiej muzyki.
Dopiero wtedy dostrzegłem chmurę, blask przebijający przez nią, usłyszałem słonecznikowy harmider przy drodze i zatrzymałem się. We własnej ciszy dosłyszałem inne głosy.
Nie oczekiwałem. Brałem co było i co dostałem. W zamian wszystko miało moją uważność. Myślę, że to był dobry handel...
***
Nie było pobocza, więc włączyłem awaryjne i rozłożyłem statyw, którego jedna noga stała na asfalcie. Udało się zrobić kilka zdjęć zanim krajobraz zanurzył się w ciemni. Nie miałem żadnego planu, po prostu jechałem przed siebie i kiedy coś wydało mi się interesujące, zatrzymywałem się i robiłem zdjęcia. To był dobry, spokojny, nie gorączkowo rozpędzony wypad. Nie wypad - trip.
Komentarze