26 sierpnia 2024

My precious


 My precious...

Lasy Janowskie, rzeka Trzebensz. Moja młodość, marzenia, przygoda, nadzieja, beztroska, tu i teraz. W tamtym czasie nie było gdzieś tam, kiedyś. Tylko zanurzenie po pachy, po czubek głowy w tym, co jest. 


Prawdziwy czas

Roztocze, Puszcza Solska i właśnie Lasy Janowskie, to moje pierwsze zauroczenia i zafascynowania prawdziwą, dziką stroną życia. Jasne, wszystko skądś się bierze. Mogłem siedzieć całymi miesiącami na Starówce ganiając z chłopakami, kopiąc piłkę czy robiąc wulkany z saletry. To było super, ale Prawdziwy Czas, to ten spędzony w lesie, na wędrówce. Najpierw u dziadków na wsi i u pradziadka w gajówce, rodzinne zbieranie grzybów. A później na obozach, rajdach i biegach zawiszackich. 

Kiedy pojawiłem się na wsi, długo po śmierci dziadków, pierwsze słowa, które usłyszałem od jednego z wujów: "a ty to zawsze przyjeżdżałeś, rzucałeś plecak i znikałeś w lesie". Przyznam, zrobiło mi się miło. 

Walczyłem o ten Prawdziwy Czas ze wszystkich sił. Kiedy po powrocie z dwutygodniowego obozu w Rebizantach okazało się, że spóźniłem się na pociąg, którym pojechał mój brat i koledzy na dwa tygodnie na Roztocze... przepakowałem się i o 5 rano pojechałem na stację, żeby jak najszybciej do nich dołączyć....

Kiedy dziś przyjeżdżam w te miejsca, wszystkie wspomnienia wracają. Krystalicznie czyste rzeki, piaski, wrzosy, leśne dróżki i zapachy. Jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżał. A przecież wyjeżdżałem. Podróże po kraju, podróże po kawałku świata. I tak coraz rzadziej, coraz mniej tu bywałem. 

A jednak ciągnie mnie w te miejsca bez przerwy. Tyle, że tym razem staram się "uwieczniać" je na fotografii. Na zdjęciu otwierającym ten wpis widnieje rzeka Trzebensz w okolicach Uroczyska Kruczek. Na nieco dalszym planie widoczne żeremia bobrów. Ujeła mnie cisza i spokój miejsca. Tego typu rzeczki, wijące się pośród traw, otoczone drzewami, to jeden z moich ulubionych motywów, którym zdecydowanie zbyt mało poświęcam czasu. 


Sen

Najpierw było zauroczenie krajobrazem a później wywołane nim sny z motywem płynącej przez las rzeki. Najbardziej zapadł mi w pamięć jeden z nich. Byłem w lesie z grupą jakichś ludzi. Nie małem pojęcia, kim są ani skąd się tam wzięliśmy. Możliwe, że w wyniku jakiejś katastrofy. Staliśmy zagubieni nie wiedząc dokąd iść. Las był gęsty a wokół nie było widać żadnej drogi, czy nawet ścieżki. Nic. Głusza. Kiedy tak kręciliśmy się wkoło usłyszałem spokojny, męski głos: "idźcie za mną! ja was stąd wyprowadzę". Nie widziałem jego twarzy. Stał w małej, niezwykle czystej rzeczce o całkiem żwawym nurcie, której dno wyściełane było złotawym piaskiem. Weszliśmy do wody i ruszyliśmy za nim. W tym momencie poczułem ogromną radość i zachwyt. Nie było mi dane długo tą chwilą się cieszyć, ponieważ niemal natychmiast się obudziłem. Leżałem przez jakiś czas myśląc o tej rzece i nieznanym przewodniku. Spisałem sen i zasnąłem ponownie a rano po przebudzeniu czułem się bardzo rześki i wypoczęty. 


Zdjęcie

Wciągają mnie takie miejsca. Tonę w nich i nie mam ochoty wracać do innej, alternatywnej rzeczywistości. Zdziczałem ostatnio i mniej mnie z ludźmi a więcej z ciszą. Przynajmniej taką odczłowieczą. Bo wszystko inne przecież ćwierka, szczebiocze, szumi i brzęczy. Jednak w głowie jest cisza. Nawet natrętnego, nieustającego świszczenia nie słyszę. To znak, że chyba nawet od siebie odpoczywam. No i dobrze. 

Rozstawiam statyw, zbyt szybko jeszcze, zbyt jeszcze w zagonieniu. Skwapliwie obiecuję poprawę, dając sobie dłuższy czas na założenie filtra, ustawienie parametrów i znalezienie odpowiedniego punktu do wykonania zdjęcia. Nie dla jego klasy, ale dla oddania temu miejscu należytego szacunku i podziwu. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że wiele zdjęć z tego odcinka Trzebenszu wykonanych zostało właśnie tutaj, bo miejsce ku temu jest dobre. Nie przeszkadza mi to. Robię zdjęcie i stoję w milczeniu przyglądając się płynącej wodzie. Mogłoby być lepsze światło, ale zbyt wcześnie jeszcze, więc po chwili kontemplacji ruszam przed siebie. 

Brak komentarzy: