29 lipca 2024

Uda łosie, Senegoidzie!


Przyznam, że nie spotkałem żadnego łosia, ani jelenia, ani sarny. Ani nic chodzącego na czterech. Tylko ptactwo. No i wszędobylskie owady. Nie szkodzi. Nie po to jechałem do Lasów Janowskich tym razem. Byłem  Senegoidem. Uciekając od ludzi w poszukiwaniu światła, zanurzyłem się w (taką miałem nadzieję) bezludny gąszcz. Przeżywałem chwilowe lekkie rozczarowania, gdy jednak ludzi napotykałem, choć na szczęście nie w takiej liczbie, by zasłaniali mi słońce. 

Tymczasem rozczarowania w mgnieniu oka rozpływały się w niebyt (a tego jak wiadomo nie ma, więc problem z głowy) i następowało oczarowanie. Światło chowającego się za drzewami słońca rozświetlało smugami i plamami gęstwinę, rozpromieniało korę drzew a ja miałem poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym, czymś niezwykłym. Czymś co zdarza się tylko raz dziennie... 

***

Wpatrywałem się w las. Światło było hipnotyzujące. Wiedziałem, że przede mną jeszcze sporo drogi, ale kiedy tylko pojawiała się myśl, aby ruszyć dalej, w ślad za nią przychodziło dziwne wewnętrzne poczucie, że coś stracę, jeśli mnie tu nie będzie. Nie było w tym nic mistycznego. Żadne takie... Nawet nie było jakiejś głębszej refleksji czy emocji (na pewno nie na świadomym poziomie). Po prostu lubię patrzeć na ten rodzaj światła (równać mu się może tylko światło wschodzącego słońca). Czy to będzie plama na pniu drzewa, trawie czy nawet na bloku w mieście - kiedy mam przy sobie aparat, choćby smartfon, odruchowo po niego sięgam i robię zdjęcie. 

Tyle, że w lesie, i w ogóle w naturze jest coś więcej. Niepowtarzalny układ światła i cieni, kolorów, kształtów. Do tego zapach, dźwięk, lekki podmuch wiatru. Wszystko to dla mnie składa się na wyjątkowość chwili i miejsca a w ostateczności samego kadru. Jasne, trudno coś usłyszeć czy poczuć zapach żywicy na zdjęciu. Trzeba sporego nakładu wyobraźni, ale to naprawdę tam jest... Mam też wrażenie, patrząc na to konkretne zdjęcie, że jest w nim coś więcej niż zwykłe dla tego medium dwa wymiary. 

Stoję czasem w mieście i patrzę na chowające się za "horyzontem" słońce myśląc sobie "kurczę, ale super byłoby teraz być nad rzeką/w lesie/wśród pól i patrzeć na ten sam zachód, ale bez smogu, smrodu spalin, hałasu ulicy. Dlaczego tam nie jestem?". Odpowiedź jest bardzo prosta: bo jestem tutaj a sztuki eksterioryzacji jeszcze nie posiadłem wystarczająco na tyle, by wysłać w dal coś poza myślami... 

Dlatego cieszę się za każdym razem, gdy mi się uda sztuka bycia gdzieś tam w czasie ku temu odpowiednim bez konieczności bezowocnych prób wykorzystania tych wszystkich parapsychologicznych sztuczek.

Tak było właśnie tego dnia. 



Brak komentarzy: