25 lipca 2024

Międzyczas


Zazwyczaj nie udaje mi się. Oczywiście są powody. Głównie taki jeden, że czas mnie goni. Temu żaden inny się nie równa! Ten to potrafi... 
Z największej dziczy, najgłębszej medytacji, najbardziej relaksującej przejażdżki potrafi mnie wyrwać w jednej chwili. Czart nie czas! No, może niekoniecznie on sam... 

Ma świetnego, oddanego, usłużnego pomocnika w postaci mojego umysłu, któremu wystarczy pokazać, niekoniecznie dosłownie (a to już wyższa szkoła!) tarczę zegara, mknącą wskazówkę, wydłużające się cienie, odlatujące ptaki, a ten już w stanie gotowości, już na baczność, już myśli! A jak się myśli zaczną myśleć, to po sprawie. Zbieram się do odejścia.  Odchodzę. 

Dlatego kadry takie jak ten, to niezbyt częsty gość w moim albumie. Nie chodzi o samo odbicie, chmurki czy liście. To kolor! Kolor, który można zaobserwować tylko wtedy, gdy jest się we właściwym miejscu o właściwej porze. To kadr wykonany w środku lasu, nad stawem tuż przed zachodem słońca ze statywu i z filtrem polaryzacyjnym. Tyle. Najbardziej wymagającym elementem w tym momencie było spakowanie sprzętu i ruszenie szlakiem do zaparkowanego, gdzieś tam, samochodu.

***
Myślę, że zostałem, bo się tam znalazłem a może zgubiłem? Tak metaforycznie, bo myślami wciąż jestem w umyśle. Takie znalezienie lub zgubienie się to sposób bywania dość przypadkowego, trafiającego mi się od międzyczasu do międzyczasu. Kairos. Wyrwa, mgnienie oka, gdy czas, zwykle biegnący miarowo naprzód, zatrzymuje się i wkracza wyjątkowy moment, kiedy wszystko (no prawie wszystko) jest możliwe. Początek i koniec w tej samej chwili. Tricksterska sztuczka. 

Kairos nie trafia się często i przede wszystkim bardzo przypadkowo, dlatego, jeśli ktoś potrafi ogarnąć plany, strategie i taktyki, temu trafia się częściej. Nie jest to już co prawda kairos, ale efekt zaplanowany zostaje osiągnięty. Czy zatem ma to znaczenie? Czy warto czekać na kairos, żeby coś znaczącego zobaczyć, zrobić, usłyszeć, powiedzieć, poczuć?

Najlepiej pogodzić obie perspektywy. Planować, realizować, dążyć do wyznaczonego celu, jednocześnie mieć otwarty umysł, oczy i serce (z tym ostatnim jednak byłbym ostrożny — zazwyczaj przy otwieraniu serca, umysł i oczy się zamykają...), żeby nie przegapić kairos, kiedy się pojawi i w pełni wykorzystać jego dar. 

No, ale mój międzyczas, to taki zwyczajny międzyczas, gdy po prostu stanąłem na moment, na chwilę się zgubiłem a może znalazłem. Oczywiście, tak metaforycznie... A skoro i tak już tam byłem, a do samochodu daleko, to poczekałem trochę dłużej niż zwykle. Umysł jakoś ogarnąłem na tyle, że nie piszczał mi i nie dzwonił na alarm. 

Myślę, że kadr ten to nie zdjęcie wody, odbicia i koloru. To zdjęcie czasu. Być może, gdy tylko zasłoniłem obiektyw, wyłączyłem aparat, spakowałem plecak i ruszyłem przed siebie, za moimi plecami pojawił się kairos? 

Nigdy się tego nie dowiem. Gdy jechałem już drogą szybkiego ruchu, w bocznej szybie auta, tuż nad lasem ujrzałem krwiście czerwoną poświatę. 

Brak komentarzy: