29 czerwca 2024

Inner Struggle

 

Wieczór. Rzeka zawróciła mi w głowie bieg myśli. Czasami przyjeżdżam tu wyłącznie, by popatrzeć. Taki mały przełom. Niedawno odkryłem to miejsce. Rzadko się gdzieś zatrzymuję. Tu jednak, mimo zrzędzenia komarów, musiałem. Ukąsiłem kilka. Kilka mi oddało. Gdy nastąpił trudny rozejm, upamiętniłem chwilę.

Kadr stworzony przeze mnie przypomina mi inny kadr. Z filmu dokumentalnego o wojnie secesyjnej w USA. Pośród archiwalnych zdjęć z XIX wieku były w nim takie przebitki ukazujące miejsca dawnych bitew o zachodzie słońca. Zdumiewające ile w nich spokoju i ciszy. Rzeka spokojnie płynie, liście drzew muskane delikatną, wieczorną bryzą ledwie drżą. Świat zasypia. Jak to po bitwie…

Ja swoją jeszcze mam do stoczenia. Kruchy rozejm z komarami nie trwa długo. Szturmują uparcie i wściekle. Opędzam się od nich, lecz bez wspomagania środkami bojowymi zaczynam odczuwać rosnącą przewagę wrogich sił. Tracę pozycję. Wycofuję się. Nie jestem z siebie dumny, ale też nie mam sobie nic do zarzucenia. Na siebie.

”Jesteśmy otoczeni. Mniejszy brat, przeciw dużemu bratu. Skrzydlaty przeciw dwunogiemu. Krwiopijcy kontra wszystkożercy. Może nie dożyję jutra?

Są wszędzie a nam kończy się czas.

Jutro wciąż będą tu oni, a nie będzie już nas

Chciałbym móc wrócić w rodzinne strony.

Jeszcze raz obsiać pola, zebrać plony,

Lecz może nie będzie mi dane -

Już tutaj na wieki zostanę.

Świat? Jutro narodzi się na nowo.

Ja? Będę inną osobą.

Koniec czasu, więc czas kończyć. Ostatnie słowa. Idą po nas. Mimo wszystko umieram śmiercią naturalną. Bo jaka niby miałaby być inna śmierć? Nadprzyrodzona? Sztuczna? Liczy się tylko okoliczność. Przypadek. Śmierć jest zawsze taka sama. Przychodzi na końcu i zgarnia wszystko. Cichy zwycięzca. Szara eminencja. Królowa życia.

Żadna bitwa nigdy nie została wygrana, prócz tej, która nigdy nie została stoczona


__________

Dlaczego inner struggle? Dlatego, że because...

Brak komentarzy: