Droga
Śniegu już dawno nie ma. Jakieś resztki, niedotopki, leżą w rowach i szybko znikają. Pogoda późnojesienna. Ani inspiruje ani zachęca. Wgapiam się w przemokniętą zaokienność. A za oknem siąpi, leje, zacina, wieje, szumi, huczy.
Ścina mnie zupełnie. Zasennia. Już prawie lecę, prawie płynę. Jestem gdzieś pomiędzy snem jednym a drugim. Okadzam pokój dymem jodłowym i patrzę na zdjęcia. Z ostatniego wypadu to jedno trochę lubię. Zbędne niebo, blade, nieładne. A tak się ludzie do niego garną... Tu ładniej w dole. Jest i droga w śniegu cała i sosna z oznakami skaryfikacji (depresja czy inicjacja?). Uchowała się z wycinki. Może te nacięcia to ofiara za te wszystkie, które padły?
Zatrzymała mnie ta droga. Trochę jakby wbrew sobie, bo to w końcu droga... Może dlatego, że nie wbrew mnie? Że ja się dobrze czuję zatrzymany na chwilę? Tylko skąd droga może o tym wiedzieć? Ona po prostu jest i wszystko inne dla niej jest przechodnie - ten śnieg, ja i nawet te drzewa. Stara sosna też kiedyś padnie i nikt nie będzie o niej pamiętał.
A droga będzie sobie przed sobą wciąż, bez początku i bez końca.
Komentarze