13 stycznia 2024

Kaszalot kontra kałamarnica

 


To nie tak, że od razu wiedziałem, co jest grane. 

Nie. Na początku było słowo — sobie dane, 

że w takim świetle zdjęcie zrobię - 

tak powiedziałem sobie.

 

"O, drzewo! O, stary, ceglasty budynek! Zupełnie się ich tutaj nie spodziewałem...". Trach! Migawka strzeliła, kadr złapany. Później jeszcze tylko kilkadziesiąt podobnych ujęć i jedno zupełnie inne. Niebo, drzewo, nie bo murek... Skakałem po trawach w śniegu zostawiając tropy zajęcze. Ktoś popatrzył w moją stronę. Widział mnie czy nie widział? Oto byłoby pytanie bez znaczenia, gdybym je postawił.

Światło — to rzeczy istota! Och, jak urzekł mnie ten promienny śmiech wschodzącego słońca... Niemal mu się pokłoniłem, a może? Może nie było tak, że się tylko poślizgnąłem na oblodzonej jezdni, zginając wpół do ziemi?

Ażsam (łącznie, nie rozdzielnie) zacząłem się podśmiechiwać. 

Wracam do domu, oglądam zdjęcia. Jest murek, jest drzewo. Jest Światło. Pomyślałem, że to jest to, po co tego ranka wyszedłem z domu. Jednak uwagę moją złowiło coś jeszcze. Coś, czego wcześniej nie dostrzegłem, a może dostrzegłem tylko umysł potrzebował czasu i dużego ekranu, żeby przejrzeć na oczy? Lub może jeszcze lepiej — przejrzeć na wyobraźnię? Oczy widzą, ale to w umyśle powstaje cała reszta. Impulsy biegną jak rozszalałe we wszystkie strony — czacha dymi, mózg paruje! Skojarzenia, wyobrażenia, wrażenia, noumeny, imponderabilia, qualia! 

"Kałamarnica! Kaszalot!" wrzeszczy wieszczy umysł. Ja widzę! Będzie walka na śmierć i życie. Będzie pojedynek dwóch potęg w świetle roześmianego od ucha do ucha słońca. 

Bezruch. Nawet gałązka nie kiwnie złowieszczym gestem w stronę potężnej, ceglanej paszczy. Nic. Cisza. Wieczne Zawieszenie. Pojedynek gigantów przeniesiony na koniec świata, gdy potwory i bogowie będą się nawzajem zabijać i pożerać. 

Jednak wtedy na początku zniknie światło.




Brak komentarzy: