Trzy gapy, czyli pochwała refleksu
Dzień na Podlasiu. Każdy wyjazd w okolice Ulanu traktuję jako szansę na znalezienie się w ciekawej okoliczności przyrody. Nie inaczej zaczął się ostatni mój pobyt. Jechałem sobie samochodem w upatrzone na poprzednich wypadach miejsce, gdy nagle z okolicznych drzewek sfrunął sporych rozmiarów myszołów! Był tak nisko, że prawie usłyszałem, jak szponami rysuje wzorki na dachu. Udało się jednak uniknąć kolizji, ale widok był piękny.
I to było wszystko. Chodziłem starymi i nowymi ścieżkami, ale nic ciekawego się nie działo, a na domiar złego zaczął padać deszcz. Widok pól, a nawet sadzonego równo w rządek lasu sosnowego dawał jakieś tam pocieszenie, choć najważniejszy był zapach... Mokry las iglasty! Ile wspomnień zakotłowało się w głowie!
Szedłem sobie lekko pijany wrażeniem, gdy nagle ok. 10 metrów ode mnie z trawy poderwała się para trzmielojadów! Odruchowo podrzuciłem aparat do oka, ale niestety autofocus się nie popisał i pierwsze (najbliższe!) kadry... nie istnieją. Ptaki zaczęły się wzbijać w powietrze, więc w akcie desperacji zagwizdałem parę razy. Zawróciły! Zaczęły krążyć mi nad głową i przyglądać się z góry, zapewne rozmyślając nad tym czy mają do czynienia z jakimś słabo rozgarniętym i niedouczonym śpiewakiem, czy z kimś, kto ma przetrącone skrzydło i przy okazji jest słabo rozgarniętym i niedouczonym śpiewakiem. Po kilku minutach odleciały w swoją stronę. Jedynym śladem po nich była ugnieciona trawa.
Szukałem jeszcze jakichś drapieżników do uwiecznienia. Zauważyłem, że daleko nad łąkami krąży coś dużego. Zagwizdałem kilka razy. Ptak momentalnie ruszył w moją stronę! Kruk zbliżał się szybko kracząc i wrzeszcząc. Nie minęło 20 sekund a nad moją głową, znikąd pojawiły się niczym F-16 3-4 kruki. Latały i wrzeszczały, więc stwierdziłem, że na mnie już czas zwłaszcza, że komary zaczęły dawać się mocno we znaki.
Komentarze