21 września 2012

Ostatnia wachta Irka

Jak daleko muszę być od życia, skoro dopiero dziś za sprawą brata, który przybył ze Szkocji, dowiedziałem się, że jeden z moich ulubionych piosenkarzy szantowych i członek jednego z najukochańszych zespołów EKT Gdynia, czyli Irek Messalina Wójcicki, odszedł na wieczną wachtę w listopadzie ubiegłego roku!

Myślę, jak to się mogło stać? Śledziłem na bieżąco wszystkie sprawy związane z jego chorobą, na swój sposób nieudolnie starając się jakoś pomóc. Gdy diagnozy okazały się bardzo pomyślne i wrócił na scenę w 2007 byłem szczęśliwy. Po prostu słuchałem płyt nie zadając sobie trudu śledzenia jego dalszych losów
pozascenicznych. Słuchałem płyt i myślałem "jak dobrze, że mu się udało!".

Dopiero dziś, gdy w samochodzie włączyłem płytę, Michał powiedział "szkoda, że Messalina umarł"... Rozwaliło mnie to zupełnie...

http://youtu.be/H1u6l3s9M4A

PS. Tak się złożyło, że EKT powstał w 1986 roku, czyli rok przed moim wstąpieniem do Zawiszy. I pamiętam dobrze, że od pierwszego kontaktu z twórczością i śpiewem Irka i Janka w 1987 pokochałem ich, jak najlepszych towarzyszy górskich wędrówek, choć nigdy się z nimi nie spotkałem. Teraz, gdy patrzę na zdjęcia Messaliny czuję, jakbym utracił przyjaciela, ale jednocześnie wraca coś sprzed lat; coś dawno zapomnianego. Znowu dźwigam plecak, czuję zapach gór w deszczowy wieczór, przychodzą obrazy mnie z-wtedy. I ludzi. Wielu naprawdę kochanych ludzi.

Brak komentarzy: