26 stycznia 2012

Przysłowia i końce

Życie i śmierć zależą od języka,
każdy będzie spożywał owoce, jakie lubi (Prz 18,21)

Dziś pożegnałem się ze znajomym. Przyznaję, rozstaliśmy się w niezbyt elegancki sposób, ale nie o to przecież chodzi. Chodzi o powód. Według niego jest nim moja małostkowość, syfne poglądy, chamstwo i pseudo-filozofowanie (choć nie ja wulgaryzmami kończyłem tę znajomość).

Według mnie powodem był mój brak ogłady, uznanie innych wartości oraz duży dystans, jaki staram się utrzymać w dyskusji - do siebie (to trudne), do innych oraz do tematu, nawet wtedy, gdy temat jest dla mnie ważny.

Gorzej, gdy dyskutant tego dystansu do siebie nie ma, a jednocześnie w każdej rozmowie głosi sprzeczne poglądy. Wykazanie mu tego może przynieść rezultat taki, jaki przyniósł.

I nie żalę się, żeby nie było. Po prostu sytuacja nastraja mnie refleksyjnie, pojawiają się pytania, np. czy można wierzyć w reinkarnację, a jednocześnie stwierdzać, że żyje się według własnego "widzimisię" i mieć świat "w dupie"? Czy można wierzyć w ducha zbiorowości, w jedną świadomość, a w kolejnej rozmowie stwierdzać, że "świat i ludzie są do dupy"? czy używanie wielkiego kwantyfikatora jest rozsądnym zabiegiem?

Świat jest dziwaczny. Często jest swoją własną karykaturą. Podobnie jak ludzie. Ja. Czy to daje mi prawo do odzierania go i jego mieszkańców z wszelkiej wartości i biadolenia nad moim losem wśród zniewolonych i głupich ludzi? Stanowczo uważam, że nie. Nawet, jeśli biadolę, to nie dlatego, ze świat jest zły a ludzie paskudni, lecz ze względu na siebie samego i potrafię to przyznać - jestem ułomny.

Może to syfny pogląd, ale wyrazisty, niezmienny i mój.


Nie jestem bez winy i również popełniam błędy. Przyznałem się do tego i potwierdzam. Jeśli ktoś takie wyznanie traktuje jako tłumaczenie się winnego i bierze jako argument, to mnie śmieszy. Przecież to właśnie przyznaję w tym stwierdzeniu: jest w owej sytuacji również moja wina, gdyż użyłem argumentu, którego prawdopodobnie nie powinienem użyć. Z drugiej strony cieszę się, ponieważ reakcja na niego pokazała, że jednak mój znajomy nie jest całkiem stracony dla tego świata i nie do końca ma wszystko w dupie. Gdyby miał, jak się spodziewam, nie zareagowałby tak emocjonalnie.

Znajomość zakończyła się słowami: "gościu, na h... mi twoje tłumaczenia, żegnam". W ten sposób moje "tłumaczenia" trafiły w czarną dupę braku tolerancji dla innych poglądów oraz z góry założone podejście do "syfnych poglądów".

Nie przewidziałem, że w tej rozmowie już od samego początku skazany byłem na KONIEC. :)

Na zakończenie dla odmiany Osho:
Ewolucja jest nieodłączna od natury człowieka, jest samą jego duszą. Ci, którzy uważają za rzecz oczywistą, że są tacy jacy są, pozostają niespełnieni; ci, którzy sądzą, że urodzili się bez braków, pozostają nierozwinięci. (Osho, Wolność. Odwaga bycia sobą)


5 komentarzy:

Unknown pisze...

Myślę często, że ludzie maja prawo mieć mnie dość, mojego mędrkowania, mojej ironii, prób nikomu niepotrzebnego oceniania innych ludzi, ich zachowań, poglądów itd. Ja też czasem mam kogoś zwyczajnie dość. Pewnie tak musi być i jest okay.
Póki się nie zarzynamy, jest okay.

Kopacz pisze...

Prędzej czy później musiało się to tak skończyć. Pamiętaj jesteś tylko filozoficznym laikiem a nie Filozofem tak jak on ;)
Mnie się jednak tak łatwo nie pozbędziesz bracie. JD za 119 dni!!!

Tomek "szamanick" Torój pisze...

A, Kopaczu, ciesze się z deklaracji. Ale też ze względu na niejasność mojego przekazu i brak charakterystyki osoby - to nie ten kolega :) Z tym (WS) kłócę się, ale dalej się kolegujemy, jakoś tak się składa :)

Kopacz pisze...

A to przepraszam za to myślowe przejęzyczenie i również się cieszę.
Jednak drugie zdanie w moim komentarzu jest prawdziwe i pozbawiane wszelkich przejęzyczeń myślowych! ;)

Tomek "szamanick" Torój pisze...

I na to własnie liczę, chłopie, dzień po dniu :D