20 października 2011

Błazenada

A jednak można. Nawet Palikot w obecnej postaci powinien mieć swoje miejsce w życiu medialnym i publicznym. Cały jego ruch można by skwitować jako błazeństwo (Czy kogoś oburzyły moje słowa? Dlaczego?).

Błazeństwo nasza kultura zepchnęła do najciemniejszych zakamarków piwnic oraz przedszkoli, jako coś absurdalnego, głupiego, infantylnego. Zwykliśmy traktować owo zjawisko, jako charakterystyczne dla dzieci i osób niespełna rozumu. Błazeństwa należy się wstydzić, bać się go, a wręcz wyśmiewać!

Tymczasem poparcie dla błazeństwa w narodzie zawsze istniało. Może części z nas jeszcze kojarzy się ze Stańczykiem, może ktoś z nas jest błaznem. Z pewnością jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest fakt, że bez błazeństwa ten świat byłby nie do wytrzymania. Jego powaga, ogrom odpowiedzialności jaki ze sobą niesie, wyzwanie jakie przed nami stawia, bez kanału w postaci błazeństwa byłyby nie do wytrzymania.

Polityka to w dzisiejszym świecie najbardziej oczywisty nośnik tego błazeństwa. Błaznami są dla jednych przedstawiciele jakiejś partii, dla innych drugiej. To najmniej istotne. Ważne natomiast jest to, byśmy mieli jakiegoś błazna, dzięki któremu rozprawimy się z patetyczną powagą rzeczywistości.

10 komentarzy:

Unknown pisze...

Chociaż sam niezbyt interesuję się polityką, mam świadomość jej znaczenia i niezbędności w samoorganizowaniu się społeczeństw. Nie uważam, by własnie tam było miejsce dla błazenady.
Podobnie, moim zdaniem, parlament, miejsce tworzenia prawa, które potem i mnie dotyczy, nie jest przestrzenią do błazenady, czy widowisk kabaretowych.
Jedyną cecha Palikota, którą dostrzegam, jest niepohamowana chęć obecności w mediach, popularności za każdą cenę. Myślę, że ten facet ludzi traktuje wyłącznie jako przestrzeń manipulacji. Nie jest błaznem, błazenada zakłada szczerość zachowań, autentyzm roli.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Nie mogę się z Tobą Czarku zgodzić. Błazenada nie ma nic wspólnego ze szczerością zachowań, ponieważ jej najgłąbsze znaczenie polega na odwracaniu i burzeniu zastanego porządku, na zakłócaniu tabu i odwracaniu porządku. Błązenada w całej swej "śmieszności" skrywa w sobie głęboką powagę. Polityka, parlament - to jest jak najbardziej miejsce, gdzie błazenada ma swoje uzasadnienie. Nie spłaszczajmy błazenady do głupoty, śmieszności i dziwactwa. Wtedy przestajemy mówić o błazenadzie, stawiamy się (paradoksalnie) ponad wszelkim porządkiem.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Samoorganizacja społeczeństw bez błazenady nie jest możliwa, moim skromnym zdaniem.

Rafał Hordyjewski pisze...

Błazenada winna jednak mieć specjalne miejsce, w takim karnawale, poza przestrzenią, gdzie stanowi się prawo. Teraz, mam wrażenie, Stańczyk zmienia się w Jokera, wyjątek normą.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Niestety, z tobą Merlinie również nie mogę się zgodzić. Problem polega na znaczeniu tego terminu i zjawiska. W naszej kulturze (w świecie zachodu) zjawisko błazenady zostało sprowadzone do kiczowatego stroju i wygłupów rodem z Flipa i Flapa. Musi mieć swoje miejsce POZA, gdzieś na pograniczu, poza marginesem zdrowego, kulturalnego życia tak, byśmy bezpiecznie mogli z błazenady szydzić i budować swoje poczucie wyższości.

Błazen, arlekin - niesie w sobie głęboką treść dotyczącą nas wszystkich, naszych ciemnych i jasnych stron, naszego intelektu i instynktów, kultury i natury. Problem polega na tym, że nasza kultura wykształciła w nas wstyd (tabu - im więcej tym lepiej)lub ślepotę na części, które w jej obrębie nie mogą mieć miejsca. Paradoks: nabraliśmy dystansu, a przez to straciliśmy dystans.

Teraz, by choć na chwilę zerwać okowy tworzymy karnawały, tłuste czwartki i inne bezpiecznie wyznaczone: TU i TERAZ.

Unknown pisze...

Pozwolę sobie zauważyć, że, ja w każdym razie, żyję w cywilizacji judeochrześcijańskiej, w kulturze zachodu, i nie odczuwam potrzeby zmiany tej przestrzeni.
To, że jacyś Indianie wyznaczają w swojej kulturze właściwą jej rolę błazna, czy szamana, nic nie zmienia w moim oglądzie świata.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Słusznie, żyjesz w tejże cywilizacji, która również rolę błazna znała i jej pierwotną funkcję. Do momentu "uwznioślenia" i wyniesienia jej ponad "głupoty" niesione przez ironię i komizm. Ponad podziały (bo przecież w naszej cywilizacji nie ma podziałów, prawda?

Może się ze mną nie zgodzisz (a na pewno się ze mną nie zgodzisz), ale śmiem twierdzić, że mamy w naszej zachodniej cywilizacji przykłady systemów nie tolerujących ironii, satyry i odwracania porządków. To właśnie konsekwencja odrzucenia autokrytycyzmu naszego świata. A nie ma lepszego bicza na jednostronną jego wizję niż dobry błazen.

Przykład z Indianami, był jak właśnie napisałem przykładem. Ale możesz sięgnąć np. do Nietzschego, Arendt czy Barthesa. To również uczestnicy naszego świata.

Problem ze zmianą tej przestrzeni polega na tym, że ona już została zmieniona. Przejawia sięto choćby w fakcie, że postać błazna traktujesz, jako coś tak obcego, że nie zauważasz go w sobie. TO wymaga treningu i dystansu.

[Nie gniewaj się - to naprawdę nie jest żaden cios w ciebie i mam nadzieję, że podejdziesz jednak do tego z dystansem] :)

Pozdrawiam1!

Rafał Hordyjewski pisze...

Cóż, jednak będę twierdził, że zawsze błazeństwo w naszej kulturze było POZA i tam być powinno. I mam tu na myśli nie kicz i klaunów lecz właśnie karnawał, który wielkim świętem był, stawiał wszystko na opak, a jednocześnie był czasem wyjątkowym, a nie codziennością. A sam błazen, ów trickster jest wypaczeniem, zatem zaprzeczeniem normy. Funkcja jaką pełni pan P. i jego 40 rozbójników to stanowienie prawa, tworzenie norm. Jeśli biorą się za to tricksterzy to mamy wieczny karnawał i tego się obawiam.

Cieszę się, że znalazł się ktoś wyrażający takie poglądy. Martwi mnie, że znalazł spore poparcie.

Przy okazji przypomniałeś mi książkę M. Słowińskiego Błazen. Dzieje postaci i motywu. Znasz?

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Dlaczego przybrałeś pseudonim Merlin the Magician?

Jeszcze bardziej przekornie - czy parlament nie jest sceną? Czasem i miejscem wyrwanym z naszej rzeczywistości? Czy uczestniczysz w tym, jako zwykły człowiek i masz np. szansę wejść ot tak na mównicę i pogadać sobie? Czy nie jest to jakaś forma rytuału? Wysoka laska, udzielanie głosu, przemówienia, które często niosą ze sobą ładunek ironii, satyry i szyderstwa (czy wszystkie cię mierżą? czy tylko te, z którymi się nie zgadzasz?)

Czarku Samuelu powiedz mi, drogi kolego, ile w Tobie judeo, a ile chrześcijanina? Czyż nie jest to właśnie ów zabawny kolaż, ironiczny ukłon w kierunku kultury, której jesteś moim współuczestnikiem??

Rafał Hordyjewski pisze...

Miałem taki nick na ircu. A na ircu, bo lubię średniowiecze, a Merlin jest mą ulubioną postacią w Excaliburze J.Boormana:)