Zachód słońca w Łodzi
Czasem nic nie widzę. To taki rodzaj kalectwa - muszę przystawić do oka protezę i bez szczególnego celu kierować obiektyw w różne strony. Z drugiej strony, obiektyw aparatu można traktować jako lunetę, którą siedzący w bocianim gnieździe marynarz przeczesuje linię horyzontu w nadziei na odkrycie nowego lądu.
Chcę być tym marynarzem. Nie boję się wysokości. Problem mam jedynie z wodą. Jest taka głęboka...
Komentarze