17 maja 2011

Wilk Wydra

Górski potok. W potoku stoi wilk. Prawdopodobnie zarażony jakąś chorobą po tym, jak pogryzł się z chorym psem. Jego pan-przyjaciel (opiekun?) próbuje ocalić go od obławy. Wilk zaatakował psa, który stanowił realne zagrożenie roznosząc chorobę. Czyżby był tak mądry i chronił swego pana? Może też innych? Ludzie, jak to ludzie, wszystko interpretują na opak. Może się mylę?

W każdym razie dla wilka nie ma już szans. Umiera. Stoi patrząc na nas, nadchodzących potokiem. Jestem jego panem. Chce mi się wyć. Wilk, lepiej niż ktokolwiek inny wie, że nadszedł jego czas. Robi kilka kroków i znika za tkwiącą w potoku skałą.

Patrzę w dół. Pod deskami prowizorycznego mostku widzę głowę wydry. Wiem, że to jej koniec. Jest mi strasznie smutno. Czuję wewnątrz ogromny ciężar.

Patrzę w górę pomiędzy deskami. Widzę ludzi. To koniec.

Widzę skałę, za którą zniknął wilk i pomost. Nikogo już tam nie ma. Nie widzę potrzeby, by się  zbliżać do tego miejsca. Budzę się. Jest 5.30 nad ranem.

Zasypiam. Jeszcze tyle czasu...

Górski potok. W potoku stoi wilk.
...
Patrzę w górę pomiędzy deskami. To koniec.


Na prowizorycznym mostku ląduje śmigłowiec. Patrzę na to z góry.


Budzę się. Jest 7.09 nad ranem. Jeszcze sześć minut do alarmu.

1 komentarz:

Beata pisze...

aż mnie dreszcze...