30 maja 2011

Kozienice i okolice

 Jak zwykle bez mapy, bez przygotowania i planu. Ruszyłem w las i postanowiłem zrobić zdjęcie. Pech chciał, że las skończył się "tuż za rogiem". Znalazłem się w jakiejś wsi, której nazwy nie pamiętam. Uprzejmy rolnik wywiózł mnie ciągnikiem w pole. Nie powiem, na moje własne życzenie. 3 może 5 kilometrów. Spontan. Niestety ta decyzja kosztowała mnie marszrutę asfaltową, okrężną drogą do Kozienic. Aparat w ręku trzymałem tylko i wyłącznie po to, by ulżyć plecom.

Kiedy wreszcie stwierdziłem, że nie ma co się wygłupiać (przyciągałem wzrok każdej pracującej w polu grupki ludzi) i schylałem by schować sprzęt, zauważyłem kątem oka, że z odległości kilkudziesięciu metrów przygląda mi się sarna. Szybko więc podniosłem aparat do oka. To trochę ją przestraszyło (ciekawe dlaczego...?). Kiedy jej szamotanina wyglądała coraz bardziej desperacko, postanowiłem się zmyć i dać jej odsapnąć. Musiała biedaczka zabłądzić w czasie nocnej wędrówki i chowała do południa w trawie. Mam nadzieję, że ostatecznie znalazła jakieś wyjście z opresji.



2 komentarze:

Kopacz pisze...

Jestem jednym z tych, co lubują się w wędrówkach przed siebie! Pozdrawiam :)

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Kopaczu, w to nie wątpię :)