01 marca 2011

Koniec Trójcy

Na skrzyżowaniu w centrum miasta
błękitnym Cadillackiem rozbił się Jezus. 
Reanimacja nie pomogła -
krew sączyła się ze wszystkich ran,
szczególnie mocno krwawił przebity ostrym przedmiotem bok

W tym samym czasie, mniej więcej,
obok starego Jahwe wędrującego Wzgórzami Golan,
spadł przypadkowy granat.
Jahwe westchnął pod nosem:
“Mój Boże, ale mam szczęście”
Granat wybuchł, a Jahwe pluł sobie w brodę,
że wezwał się nadaremno.

Mniej więcej wtedy właśnie,
na targu w Kabulu pojawił się Allah,
zbyt grubo ubrany, jak na panujące tam warunki.
Wszedł pomiędzy ludzi nie budząc podejrzeń 
- chyba ze względu na niski wzrost nikt go nie zauważył. 
Rozejrzał się i krzyknął: “Jestem wielki!”, 
po czym nacisnął zapalnik, karząc w to uwierzyć setce ludzi

Na mrocznym strychu opuszczonego domu,
z którego złomiarze skradli właśnie ostatnią rynnę,
niedouczony satanista pali kota.

2 komentarze:

marcinsen pisze...

Mocne i dobre. Lubię jak wiersz jest konkretny, z przekazem i pełen obrazów.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Dzięki za dobre słowo. Cieszę się, że działa :) Ostatnio myślę głównie obrazami - czasem ze szkodą dla słowa. :)
pozdrawiam.