08 lutego 2011

Farma

Czas mi się jakoś ostatnio ślimaczy. Nie potrafię tak nic nie robić. Moje życie zawsze pełne było akcji, a tu takie dno. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że skończę na farmie wyśmiałbym mu to sześcioma kulami prosto w twarz! A dziś...? Nawet ręką nie kiwnę, nie mrugnę nawet...

I co się gapisz, durniu?! Gapi się kretyn, jak sroka w kość. Lepiej ci tam, niż mnie tutaj, więc zjeżdżaj i zasłoń sobie czymś te cholerne afroamerykańskie gały! A może przeszkadza ci, że gadasz z meksem? Jeszcze pogadamy. Spotkamy się. Poznam cię po łysej pale. Schowaj ją, bo mi po oczach dajesz! Że co? Nie możesz ruszyć ręką? Ja ci zaraz ruszę. Za co tu jesteś? Gwałt? Zapomnij, zboku! Nawet nie drgnij! Albo poczekaj, odpuszczę ci, jeśli oddasz mi swoją miejscówę. No i czemu rżysz? Za długo? Kiedy cię wsadzili? Dwa tygodnie. Sporo, ale przynajmniej masz tam sucho. Fakt, sześć godzin to niewiele, ale już się coś człowiekowi w umysł wwierca. A w dodatku mam tu wilgoć. No i dlaczego rechoczesz, zamknij się, zboku!

Nie myślałeś o tym, żeby zwiać? Nie ma daleko. Siatka o rzut beretem, nikt nie pilnuje. Ja granicę to jednym susem., jak pieprzony lis. Nawet te Indiańce mnie nie dorwali. Jak ich nazywają? Wilki z cienia? Cienkie kundelki chyba. Nie nakryli mnie. Piętnaście razy przekraczałem granicę w tę i z powrotem, to w sumie trzydzieści, nie? Niezły wynik, co? Ty z plantacji pewnie ani razu. I to jest pieprzona różnica. Że co? Przestań się szczerzyć. Wiem, że farma, ale jeszcze nie skończyłem tu. Wypieprzam przez tę cholerną siatkę, jak tylko się ściemni. Ja się nigdy nie poddaję!

Chyba utknąłem. Pieprzony księżyc! Jak tylko się schowa za chmurami idę. Możesz się przyłączyć, ale nie licz, że będę cię ciągnął za fraki, a nie wyglądasz najlepiej. Chyba coś sobie złamałeś. Wygląda, jakby ci sterczało z nogawki. Dawno? Dwa tygodnie temu? I nikt nie opatrzył? Jezu, w jakim my kraju żyjemy. Człowieku, nie biorę cię ze sobą. Sam pójdę! Zobaczysz. Doczołgam się do siatki i już mnie nie ma! Choćbym miał ją przegryźć.

Nie mogę się ruszyć. Związali nas? Po cholerę?! Nie związali? To dlaczego,do ciężkiej cholery...Księżyc znowu wyszedł. Nici z planu. Wyszłoby, ale co ty możesz o tym wiedzieć? Całe życie za pługiem, aż się w końcu dorwałeś do jakiejś krowy! Stary oblech! Już ci powiedziałem: nie gap się i zamknij ryj, żebym tych twoich trzonowców nie musiał oglądać. Ja?! Do mnie ta gadka? Oczywiście, że jakbym chciał to sam bym zamknął oczy, ale nie chcę. Dlaczego? Bo ty masz to zrobić! To ja rozkazuję. Mnie każdy słucha. Tylko dlatego udało mi się trzydzieści razy. Wiesz ile towaru dostarczyłem? Nie wiesz. Skąd możesz wiedzieć? Musiałbyś przeliczyć na cholerną bawełnę. I kto teraz się śmieje?! Białas? Gdzie leży białas? Poderżnę mu gardło... Już ma poderżnięte? To czemu tu leży? Niech go sobie zabiorą, zanim się zacznie rozkładać. Jak to? Trzy tygodnie? Jezu, i nie sprzątają tutaj śmieci? Gdzie nas udupili, bracie? Knoxville? A gdzie to?
W Tennessee...?
 
To tak daleko od domu...

Brak komentarzy: