25 lutego 2011

Cud zniewolenia

Zostałem pożarty. W dzieciństwie, zupełnie nieświadomy tego, że jestem pożerany. Nie bolało. Ból przychodzi podobno dużo później. Jestem na etapie, gdy jeszcze go nie ma, więc stanowi dla mnie kolejny z mitów. Są tacy, którzy lubują się w definicjach i pojęciach. Dla nich pożarcie może być zniewoleniem, opętaniem, odstępstwem od normy czy jeszcze innym zboczeniem z należnego kursu. W każdym razie do wyboru jest tutaj cały koszyk pejoratywnych określeń, wymyślanych przez tych, którzy nie zbaczają, trzymają się normy, idą do przodu z jasno przyświecającym celem. Na końcu kija.

*
Jonasz i Daniel w jednym stali domku. Jonasz pożarty, Daniel w jednym kawałku.
Jonasz, rozerwany na strzępy, odraty do kości, wyflaczony i odmóżdżony. Biały szkielet marniejący w gębie morskiego stwora - swoim końcu, swoim początku. Serce stwora biło w rytmie theta. Jonasz miał wizję, że minęły trzy dni i stwór go opuścił. Został sam nad morskim brzegiem. Czujący szkielet. Znalazł muszlę, zwinął się w kłębek i zasnął. Śniło mu się, że ktoś dał mu szansę. Obudził się z opóźnionymi oznakami morskiej choroby.

*
Daniel zdumiony stał pośród drapieżców. Nie wiedział, że powinien składać dzięki pijanemu strażnikowi, który w nocy nakramił lwy owcami swojego teścia. I teściem.
Daniel doznał cudu. Zawsze już będzie sławił porządek tego świata.