15 września 2010

Łeb Łosia i singielek

Wzięło mnie na wspomnienia. To chyba już tradycja, że jesienią poddaję się i wpadam w nurt melancholijno-wspominkowy. Rzeka pędzi przed siebie, aż do zamarznięcia.

Lata już całe minęły od mojej pierwszej butelki piwa Moosehead (było ich w sumie sześć). Mówiąc delikatnie, nie zachwyciło mnie w nim nic, prócz etykiety. Spodobała mi się do tego stopnia, że wróciła wraz ze mną i do dziś przewala się wśród pamiątek.


Siedziałem na werandzie, bujając się na krześle. Obok sześciopak Łosiego Łba, w palcach Marlboro, w drugiej ręce kubek z kawą. Amerykańsko. Zebrało mi się na wierszoklecenie, gdy zobaczyłem wychodzące z motelu, po drugiej stronie ulicy, trzy dziewczyny...

siedzę na porchu
z widokiem na rollercoaster
i wszechobecne
gwieździste sztandary

trzy nimfy z Shore Plaza
rzucają pety
na głowy przechodniów

a cienie mew suną
po rozgrzanym asfalcie
26th Avenue

w powietrzu rozbrzmiewa
bezustanny dźwięk
samolotów,
ciągnących za sobą
łopoczące ogony reklam

siedzę na porchu
pijąc kawę

trzy nimfy z Shore Plaza
płyną ulicą
porzucając pod słupem
plastikowe kubki

Glenmorangie Port Wood Finish... To kolejna pamiątka, a znalazłem ją na Heathrow w drodze powrotnej. World of Whiskies. Dlaczego ona? Był tam przecież mieszaniec Johnny i tym podobne. Znane i lubiane. Nie wiem, może to ta egzotyka, a może fakt, że byłem wtedy singlem i ciągnęło wilka do lasu? Moje whiskobranie miało charakter cokolwiek chaotyczny. Toż to cały świat! To było dawno, dawno temu. Wiele już wód w rzekach upłynęło. Pozostała miłość do singli i żal, że jesień bez mojej pierwszej...



Wiza wygasła w tym roku. W ciągu dziesięciu lat skorzystałem z niej tylko raz. Żałuję za ten grzech. Ktoś zarzuca mi marnotrawstwo, ktoś inny też obdarza cynicznymi uwagami (co mnie, jako cynika średnio rusza) i na pewno częściowo mają rację. Nie rozumieją tylko jednego - mam marzenie. Czapki z głów, mądrale!

1 komentarz:

Anka W. pisze...

NO i dobrze. Grunt to mieć marzenia :)