28 sierpnia 2010

Krywe 2010








To drugi w tym roku zaliczony wypad w Biesy i oby nie ostatni. Tym razem "na dzikusa" - namioty, kamienie, ognisko i ciepły San. Dużo ryb, opowieści o niedźwiedziach i wilkach (podobno w okolicy bytuje nawet setka brunatnych braci). Krzysztof w nocy słyszał hałasy. Może któryś przyszedł połowić, kiedy już oddaliśmy im teren. Nie wiem, nie słyszałem, ponieważ spałem kamiennym snem, jak się okazało: dosłownie. Obudziłem się - w godzinach bliżej nieokreślonych, aczkolwiek było jeszcze ciemno - z powodu kamienia uciskającego moją potylicę (na wszelki wypadek wyjaśniam: chodzi o głowę). Prawdę mówiąc, po pierwszym wrażeniu przyszły kolejne i w zasadzie to... Kamienie były wszędzie.

W niedzielę relaksacyjno-zdrowotna ścieżka Out of trails (pomiędzy Krywem a Tworylnem), którą to dwugodzinną trasę można skreślić trzema słowami - pokrzywy, jeżyny, p...olę! Po kolana, po pas, po szyję... Do koloru, do wyboru. I łąka pełna rumianku, która sprawiłaby, że uwierzyłbym w raj na ziemi, gdyby nie temperatura ocierająca się obleśnie o czterdziestkę...

No i najważniejsze - Krzychu, teraz już jesteś mężczyzną i nie masz wyjścia...

To na razie tyle przewodnika po dzikich Biesach ...

Brak komentarzy: