Powrót
Wróciłem z mórz, wróciłem z gór.
Nie wróciłem do siebie.
Jak zawsze.
Nigdy nie trafiam do drzwi, choćbym wyjeżdżając zostawił je otwarte na oścież. Niby te same okna, ale już skażone Innym. Niby jet ciągłość czasowa - mogę z dokładnością do minuty zrekonstruować czas wyjazdu stąd tam, i przyjazdu stamtąd tu, a jednak czuję, że czasem coś tracę; czasem coś zyskuję. I jedno, i drugie trudne do zdefiniowania.
W dniu wyjazdu stąd i stamtąd czułem się tak, jakbym przebywał na granicy światów i jednocześnie był poza nimi. Daleko. Czuję dystans do miejsca i ludzi, nie wchodzę w rozmowy (na ogół), lub ślizgam się po nich z uczuciem dziwnej pustki. Walczę z tym, rozmawiam i zaczynam czuć, by po chwili, czasem po kilku minutach, znów być nieobecnym.
Dziwne uczucie nieobecności towarzyszy mi w różnych sytuacjach od zawsze. To nawet zabawne. Idziesz obok kogoś, a czujesz jakbyś unosił się nad własną głową. Rozmowy którą prowadzisz słuchasz z zewnątrz. Jednocześnie widzisz przed sobą drogę, którą zmierzasz i siebie - tak jakbyś miał drugą głowę, która przechyliła się nieco w bok, by mieć lepszy widok ciebie. Zabawne uczucie.
Powrotów nigdy nie lubiłem, ale nie lubiłem też samego momentu wyjazdu. Dopiero po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach zaczynam czuć Drogę i ekscytację, jaką sprowadza na mnie podróż. Z powrotami jest już gorzej, ponieważ potrzebuję kilku, czasem kilkunastu dni na zasymilowanie się ze starym-nowym miejscem.
Zawsze pozostaje poczucie utraty Czegoś.
Dlatego wciąż lubię opuszczać Tu.
Lubię zdążać Tam.
Lubię być-nie-być
Nie wróciłem do siebie.
Jak zawsze.
Nigdy nie trafiam do drzwi, choćbym wyjeżdżając zostawił je otwarte na oścież. Niby te same okna, ale już skażone Innym. Niby jet ciągłość czasowa - mogę z dokładnością do minuty zrekonstruować czas wyjazdu stąd tam, i przyjazdu stamtąd tu, a jednak czuję, że czasem coś tracę; czasem coś zyskuję. I jedno, i drugie trudne do zdefiniowania.
W dniu wyjazdu stąd i stamtąd czułem się tak, jakbym przebywał na granicy światów i jednocześnie był poza nimi. Daleko. Czuję dystans do miejsca i ludzi, nie wchodzę w rozmowy (na ogół), lub ślizgam się po nich z uczuciem dziwnej pustki. Walczę z tym, rozmawiam i zaczynam czuć, by po chwili, czasem po kilku minutach, znów być nieobecnym.
Dziwne uczucie nieobecności towarzyszy mi w różnych sytuacjach od zawsze. To nawet zabawne. Idziesz obok kogoś, a czujesz jakbyś unosił się nad własną głową. Rozmowy którą prowadzisz słuchasz z zewnątrz. Jednocześnie widzisz przed sobą drogę, którą zmierzasz i siebie - tak jakbyś miał drugą głowę, która przechyliła się nieco w bok, by mieć lepszy widok ciebie. Zabawne uczucie.
Powrotów nigdy nie lubiłem, ale nie lubiłem też samego momentu wyjazdu. Dopiero po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach zaczynam czuć Drogę i ekscytację, jaką sprowadza na mnie podróż. Z powrotami jest już gorzej, ponieważ potrzebuję kilku, czasem kilkunastu dni na zasymilowanie się ze starym-nowym miejscem.
Zawsze pozostaje poczucie utraty Czegoś.
Dlatego wciąż lubię opuszczać Tu.
Lubię zdążać Tam.
Lubię być-nie-być
Komentarze
Pozdrawiam włóczęgowsko!