13 sierpnia 2009

Utah


Siedzę przed komputerem. Pogoda sprawia, że bardziej chce mi się spać niż nie spać. Chwilę poczytałem, ale umysł w takim stanie nie chłonie zbyt mocno wiedzy, więc dałem sobie spokój po rozważaniach dotyczących możliwości definicyjnych naszego umysłu. Przerwałem na człowieku, gdy jedyną definicją, jaka przychodziła mi do głowy była ta oto: człowiek jaki jest każdy widzi. Koń by się uśmiał!

Słucham radia i lecę w półśnie. Jestem gdzieś na Zachodzie. Z głośników nadaje radio KBZN z Salt Lake City. Mają tam godzinę 1.30am, śpiewa Norah Jones.

Uciska mnie brak przestrzeni. Na tydzień wyrwałem się z życia na godziny, ale umysł już chyba wsiąkł, bo nijak nie mogę sobie zorganizować czasu, podczas gdy urlop nieubłaganie zdąża do dramatycznego końca.

Trzeba coś zmienić inaczej się zestarzeję i stanie mi się obojętne. NIE MOŻE BYĆ! Ku pokrzepieniu otwieram Walden Henry'ego Davida Thoreau

"Bardzo przyjemnie było zostać w miasteczku do późna, a potem pogrążyć się w nocy, szczególnie jeśli była ciemna i zbierało się na burzę, jakże miło postawić żagle i ruszyć z oświetlonego miejskiego saloniku albo sali wykładowej , z torbą ryżu czy mąki kukurydzianej na ramieniu - ruszyć ku mojemu przytulnemu portowi w lesie. Tęgo zabezpieczywszy wszystko na pokładzie, schodziłem do kabiny z wesołą załogą myśli, przy sterze zaś pozostawiałem tylko swoją zewnętrzną powłokę albo w ogóle przywiązywałem ster, aby sam trzymał kurs (...)"


Nie jestem dobry w te klocki - muszę zlokalizować ster.

2 komentarze:

Latarnik pisze...

Swego czasu też zaczytywałem się w Thoreau.. Trochę mi potem przeszło, ale chyba sporo sobie przyswoiłem z jego filozofii życia.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Jakoś tak zawsze powracam do Walden. Lubię ten klimat - odnajduję się w nim, a w zasadzie resztki siebie, których jeszcze nie stłumił nieustanny pęd przed siebie, konieczny by jakoś przetrwać.