10 kwietnia 2009

Księgarnia


Moja nowa praca... ma jeden plus. Mogę sobie, gdy pustka i cisza wokół, poczytać. A że jest to księgarnia uniwersytecka, to nawet mam z czego wybierać: od obsługi krajzegi, przez Clifforda Geertza teorię kultury, po technikę czesania pudla.

Właśnie w ciągu kilku dni, przerwy się przydawały dla lepszego zrozumienia tekstu (khe, khe), przeczytałem "Światło obrazu" Rolanda Barthesa. O książkę tę walczyłem ze Światem Obrazu przez dwa miesiące. Poległem, ale powstałem! Pies im... Już mi tego nikt nie odbierze. Potwierdziły się moje przypuszczenia, że fotografia to życie, śmierć i zmartwychwstanie. To tak na czasie. Można by wręcz rzec - jak zawsze!

Ach, jest także drugi plus, ale zabarwiony delikatnie minusem. Mogę wypożyczać książki na weekend. Minus za weekend. Jakoś przywykłem przez lata, że z biblioteki książkę wypożyczałem na lata (pamięć już nie ta...). Ale nie ma tego złego, co by nie wyszło.

A propos, zło zawsze wychodzi. To ciekawe, ale kiedy ktoś robi coś ze złą intencją, ma o wiele większe szanse na powodzenie, niż w przypadku, gdy intencje ma dobre. Zauważyliście? Jedynie trickster może sobie pozwolić na niczym nieskrępowane zło, bo tylko dzięki temu postępuje dobrze. Może troszkę wbrew sobie, ale to akurat jest mało ważne.

Brak komentarzy: