Wilczo mi...
Krótko, ale zawsze coś! Weekend w górach, w warunkach jakie lubię, w jakich się czuję... wilczo. Czyli jak? Mogę wyć do księżyca. Mogę biec przez góry, przedzierać się przez chaszcze i wiele innych rzeczy mogę, a jeszcze więcej chcę. Chce mi się chcieć - to jest dopiero coś! Dobrze było poczuć trzonek siekiery w dłoni i słuchać trzasku rozłupywanych przez nią pniaków. Wieczór w dobrym, "górskim" towarzystwie dodał smaku. Zmysł węchu dorzucił coś od siebie - zapach wiosek, dymu z kominów - coś za czym tęsknię siedząc w mieście.











Kiedy następny raz? Nie mam zielonego, ani żadnego innego, pojęcia. Zobaczymy. Usłyszymy. Poczujemy.
Komentarze
Gdybym miała wybierać miejsce zamieszkania, chętnie zamieszkałabym na stepie. W miastach się zwyczajnie dusze.