22 marca 2009

Wilczo mi...


Krótko, ale zawsze coś! Weekend w górach, w warunkach jakie lubię, w jakich się czuję... wilczo. Czyli jak? Mogę wyć do księżyca. Mogę biec przez góry, przedzierać się przez chaszcze i wiele innych rzeczy mogę, a jeszcze więcej chcę. Chce mi się chcieć - to jest dopiero coś! Dobrze było poczuć trzonek siekiery w dłoni i słuchać trzasku rozłupywanych przez nią pniaków. Wieczór w dobrym, "górskim" towarzystwie dodał smaku. Zmysł węchu dorzucił coś od siebie - zapach wiosek, dymu z kominów - coś za czym tęsknię siedząc w mieście.




Kiedy następny raz? Nie mam zielonego, ani żadnego innego, pojęcia. Zobaczymy. Usłyszymy. Poczujemy.

6 komentarzy:

Rafał Hordyjewski pisze...

Zdjęcia! Zdjęcia! Żądamy zdjęć!

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Robią się :) Przez pomyłkę wrzuciłem pełnowymiarowe...

Kopacz pisze...

Chciałbym poczuć ten dym, ale na razie to jak soplem w plecy.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Ech, też chciałbym - na tyle nieobecności w górach - jeden weekend to naprawdę mało. Z drugiej strony, nie ma co narzekać :)

Dasein pisze...

Znam te uczucie. Gdy tylko jestem w lesie, bądź jakiejś wolnej przestrzeni wyję z radości i mam ochotę tylko biec przed siebie.
Gdybym miała wybierać miejsce zamieszkania, chętnie zamieszkałabym na stepie. W miastach się zwyczajnie dusze.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

O! I to bardzo dobrze rozumiem. Może kiedyś usłyszę w polu przyjazne wycie ;)))