03 marca 2009

Świat Obrazy


To miano, jakim ochrzciłem, czy też raczej przechrzciłem Biuletyn Fotograficzny Świat Obrazu. Komedia, groteska, paranoja. Te terminy towarzyszą mojej wizji owej amatorszczyzny, jaką uprawiają tworzący go ludzie.

Nie mam na myśli merytorycznej strony - ta jest w porządku i gdybym znał ów wykwit ludzkiej nieudolności wyłącznie od strony artykułów, opisów i porad wszystko byłoby dobrze. Niestety, dałem się skusić "promocji" i zaprenumerowałem to cudo w styczniu... Do dziś nie otrzymałem nic, prócz zapewnień ze strony wszystkich do których się dodzwoniłem i domailowałem, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona i naprawiona. Zazwyczaj sprawa ta kończy się na moim telefonie, zapewnieniu ze strony np. redaktor naczelnej, i ciszy... Nie ma obiecanych informacji, oddzwaniania, odpowiedzi mailowej... Bezczelność osiąga na tyle monstrualne granice, że np. dziś dzwoniłem do kobiety od marketingu (!) bo inni już zawiedli. Ta zapewniła mnie, że kojarzy adres i ta paczka poszła w tamtym tygodniu, że wyśle mi zaraz na maila potwierdzenie nadania przesyłki... I co? Cisza... Podobne zapewnienia słyszałem już od wszystkich pracowników wydawnictwa, do których udało mi się zdobyć jakiekolwiek dane kontaktowe.

Nie rozumiem, dlaczego reklamując akcję promocyjną, nie napisali, że jedną z atrakcji jest nieotrzymanie przesyłki? Tyle nerwów zaoszczędziliby ludziom. A może zyskali nowych miłośników, dla których takie rozwiązanie stanowi najgłębszy sens życia?

Trafiło na mnie, a ja się do takich nie zaliczam...

Brak komentarzy: