Długo mnie nie było w domu
Niby nie ma żadnych zmian... Niby są jakieś postanowienia, ale co roku są, więc nic nowego pod słońcem. Zmiany zaszły przed nowym rokiem i na razie wystarczy. Jedną z nich był wyjazd do Wilna, gdzie wcześniej nigdy nie zabłądziłem.
*
"Hej Tomek, będę po Was o 5:45" (Łoś). Nie był, i dobrze! Jak się okazało i tak to my kazaliśmy na siebie czekać. Co więcej! Wozić się po mieście. W poszukiwaniu tożsamości. Najlepiej ze zdjęciem. Lewe ucho.
*
"Czyli jedziecie :) ?" (Ewelina). Owszem, lecz naznaczeni przez los. Dowodu niet, ale znalazł się paszport nieaktualny, świadczący o istnieniu kogoś innego niż ten, kto istnieje aktualnie. Mnie tam zwisa. Można jechać!
*
"Gdy zawyje ryk silnika to odległość zaraz znika:)" (Piter). Nawet się nie spostrzegliśmy, gdy za oknami samochodu zaczęły przemykać (maksymalnie 90km/h) litewskie krajobrazy pałające dzięcieliną, tudzież świerzopem. Ok, popełniam złotą myśl: I co, że zima? Ważny jest klimat!
A mało brakowało byśmy spod Augustowa trafili do Bombaju, czy gdzieś jeszcze dalej. Ale kiedy mapy nie ma, a męska duma nie pozwala pytać... Zwłaszcza miejscowych. A już mnie kusiło, by zapytać o jakąś obwodnicę w okolicy...
Kilka migawek:
Dzień I - D...y w Troki!




-----------
* Wiem, wiem... ale nie mogłem się oprzeć. Upadłem.
Komentarze
Otóż dziękuję i wzajemnie życzę nieustającej euforii wynikającej z uświadomienia sobie faktu bycia na tym łez padole kimś niepowtarzalnym (original). Bądź sobą i pozostań (byle nie w tej dalekiej Angoli...
Pozdrawiam Kopaczu!