Plany, plany, plany




Nie cierpię przeprowadzek. Na myśl o pakowaniu, przenoszeniu, ustawianiu, rozpakowywaniu, robi mi się nieciekawie. Może chodzi o zmianę?
Nie swoje - nie swoje
Nie swoje - swoje
Swoje - nie swoje
Swoje - swoje

Przyznaję, że druga opcja w jakiś sposób wynagrodziłaby męki związane z niedogodnościami. W pewnym sensie można tu mówić zapewne o rytuale przejścia. Z jednego lokum do drugiego co prawda, ale sądzę, że dotyka to całego naszego Ja.

Pozostaje dziwne uczucie, że część mnie zostaje tutaj, że wsiąkła w ściany niczym farba - namacalny ślad istnienia w czasie i przestrzeni. Czy miejsce pamięta? Święta przestrzeń przez pewien czas chroniąca w swym kręgu kilka istnień.

Czas przeprowadzki to zawieszenie w czasie i przestrzeni. Przez moment - jeśli brać pod uwagę okres całego życia - jesteśmy Nigdzie, Poza.

Nie ma nas?

Komentarze

Kopacz pisze…
Zgadzam się z kolegą absolutnie. A jeśli już trzeba to najlepiej z pokoju do pokoju.
renezja pisze…
Zgadzam się z przedmówcą...chociaż chętnie wyprowadziłabym się poza miasto.
Nie wiem czy "kąty" przesiąkają nami, natomiast jestem pewna, że my przesiąkamy "kątami" i zabieramy je z sobą choćby w powracających snach.....
_ pisze…
przeżyłam to 11 razy i na samą myśl kartonów robi mi się niedobrze ...
Myślę, ze jednak kąty nami. Chcielibyśmy my przesiąkać, ale to tylko nasz egoizm powołuje do życia tego typu myśli.

Kąty przesiąkają nami - jeśli byliśmy dobrzy, to komuś będzie się tu dobrze mieszkało i dobro oraz spokój, które tu zastanie będzie jego udziałem. Jeśli natomiast było z nami kiepsko - to ktoś może mieć kłopoty...

Tak sobie tylko rozmyślam.
renezja pisze…
Fiu fiu....to już wiem dlaczego nie lubiłam poprzedniego miejsca zamieszkania:)))))))))

Popularne posty z tego bloga

Taniec Słońca