03 grudnia 2008

Plany, plany, plany




Nie cierpię przeprowadzek. Na myśl o pakowaniu, przenoszeniu, ustawianiu, rozpakowywaniu, robi mi się nieciekawie. Może chodzi o zmianę?
Nie swoje - nie swoje
Nie swoje - swoje
Swoje - nie swoje
Swoje - swoje

Przyznaję, że druga opcja w jakiś sposób wynagrodziłaby męki związane z niedogodnościami. W pewnym sensie można tu mówić zapewne o rytuale przejścia. Z jednego lokum do drugiego co prawda, ale sądzę, że dotyka to całego naszego Ja.

Pozostaje dziwne uczucie, że część mnie zostaje tutaj, że wsiąkła w ściany niczym farba - namacalny ślad istnienia w czasie i przestrzeni. Czy miejsce pamięta? Święta przestrzeń przez pewien czas chroniąca w swym kręgu kilka istnień.

Czas przeprowadzki to zawieszenie w czasie i przestrzeni. Przez moment - jeśli brać pod uwagę okres całego życia - jesteśmy Nigdzie, Poza.

Nie ma nas?

5 komentarzy:

Kopacz pisze...

Zgadzam się z kolegą absolutnie. A jeśli już trzeba to najlepiej z pokoju do pokoju.

renezja pisze...

Zgadzam się z przedmówcą...chociaż chętnie wyprowadziłabym się poza miasto.
Nie wiem czy "kąty" przesiąkają nami, natomiast jestem pewna, że my przesiąkamy "kątami" i zabieramy je z sobą choćby w powracających snach.....

_ pisze...

przeżyłam to 11 razy i na samą myśl kartonów robi mi się niedobrze ...

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Myślę, ze jednak kąty nami. Chcielibyśmy my przesiąkać, ale to tylko nasz egoizm powołuje do życia tego typu myśli.

Kąty przesiąkają nami - jeśli byliśmy dobrzy, to komuś będzie się tu dobrze mieszkało i dobro oraz spokój, które tu zastanie będzie jego udziałem. Jeśli natomiast było z nami kiepsko - to ktoś może mieć kłopoty...

Tak sobie tylko rozmyślam.

renezja pisze...

Fiu fiu....to już wiem dlaczego nie lubiłam poprzedniego miejsca zamieszkania:)))))))))