02 października 2008

W drodze do miasta Łódź, cz. 1


27.09.2008

Ten rok już stracony. Kiełkujące zboża, dojrzewające zboża, pokotem leżące zboża. A ja w tym roku nic nie widziałem. Kiedyś zrywałem pojedyncze kłosy pszenicy, żyta, owsa i jęczmienia. Wyłuskiwałem z nich ziarna, które całą garścią wkładałem do ust i żułem.

Mógłbym być kimś innym. Być w innym teraz. Kasa, fura, dom. Ale nie jestem. Byłbym dobrą aktorską gębą od podstawiania głosów np. w kreskówkach. Dobrze mi wychodzi naśladowanie, a szczególnie dobrze naśladuję głos sumienia. Cały czas go słyszę, więc nauczyłem się małpować. W ogóle to słyszę wiele głosów, żeby było ciekawiej, wszystkie naraz. Jednak, wbrew pozorom, nie mam z tym większego problemu. Pewnie dlatego, że kiedy słyszy się wiele jednocześnie, to w gruncie rzeczy dociera tylko szum.

Jadę autobusem. Słyszę szum. Normalka.

Przez szybę świat wygląda szybko. Drzewa już złote, pola zaorane. A przecież parę chwil temu musiały być pełne zbóż. To też jakiś szum. Percepcyjny.


c.d.n.

Brak komentarzy: