11 września 2008

04.09.2000 - 11.09.2001


Rok przed zamachami stałem pod WTC i podziwiałem ich ogrom. Było to 4 września 2000 r. Razem ze znajomymi robiliśmy sobie zdjęcia. To, które najbardziej utkwiło mi w pamięci, przedstawia nas na tle WTC. Pochylamy się nad kolegą, który położył się na ziemi, żeby za naszymi roześmianymi gębami objąć także szczyty wież i piękne, bezchmurne niebo. Złotą kulę, która tkwiła za naszymi plecami pokazywałem później rodzinie i znajomym na zdjęciach w prasie, obrazujących zniszczenia. I McDonald's, gdzie musieliśmy zajrzeć za potrzebą, bynajmniej, nie związaną z konsumpcją.


Ale to zupełnie inna historia.

Rok później brat krzyknął do mnie: WŁĄCZ TVN! ZAMACH W USA! Przez cały dzień siedziałem zszokowany gapiąc się w ekran. Na początku w ogóle do mnie nie dotarło, że to wiadomości na żywo, pomyślałem, że znowu jakaś katastroficzna wizja amerykańskich scenarzystów. Relację oglądałem od momentu, gdy już płonęła pierwsza wieża. Później przychodziły informacje o drugiej i kolejnych porwanych samolotach.

Kiedy emocje ze zmęczenia trochę opadły, pomyślałem o zdjęciach, o tym, że rok temu tam byłem, że nie wjechaliśmy na wieżę, choć nosiliśmy się z takim zamiarem, że na ulicach Nowego Jorku stały wielkie, rzeźbione krowy i pogoda była wspaniała. Kanały parowały jak na filmach a Broadway wyglądał pomiędzy drapaczami chmur jak ścieżka, kiedy się patrzyło z samego krańca...

Mimo, że nie znoszę wielkich miast a moja wizyta w Nowym Jorku z konieczności trwała tylko jeden dzień - jedno muszę przyznać: to miasto ma klimat! Uważałem tak wtedy, na gorąco, i uważam tak w dalszym ciągu, pewnie trochę przez sentyment.

Ale przecież to głównie on sprawia, że jakieś miejsca czy wydarzenia, po pewnym czasie wciąż mają klimat, prawda?


PS. Do dziś nie mogę sobie darować, że nie wziąłem aparatu. Wypominam sobie, że nie kupiłem jednorazowego, choć kosztował, o ile się nie mylę, ok. 8$. Dlaczego? Bo ja wiem... A koledze podobno zaginęła jakaś rolka filmu.

Brak komentarzy: