07 czerwca 2008

Lublin - Białobrzegi - Lublin - Gdańsk - Lublin


Tydzień w drodze.

Poniedziałek wyjazd nad Zalew Zegrzyński. Przenocowaliśmy w Warszawie. A we wtorek dalej w drogę. Zalew nie powalił. Może przez to słońce. Chodziłem wzdłuż wału (las był z drugiej strony zalewu, przynajmniej wyglądało to na jakiś las). Wszystko pocięte płotami, siatkami, drutami ośrodków, działek prywatnych, firm. Można było jedynie wzdłuż wału. Po ścieżce przebiegła jaszczurka. Szedłem więc ostrożnie rozglądając się za kolejnymi. Niestety, nie opalały się. Nawet dla nich było zbyt gorąco.

Piwo...

Kawa...

Piwo...

Piwo...

Wtorek powrót a w środę kurs na Gdańsk!

Hotel Marina tuż nad plażą, krok od granicy z Sopotem. Poszedłem na plażę. Posiedziałem może pół godziny, moze dwadzieścia minut. Nie dałem rady dłużej. Poszedłem chodnikiem wzdłuż plaży do Sopotu. Zjadłem na śniadanie kotleta z frytkami. Doszedłem na miejsce a tam dzikie tłumy, wycieczki, opłata mostowa (molowa). Nie zapytałem o cenę, ponieważ zniechęcił mnie ścisk przy bramkach.

Zaszedłem Sopot od tyłu. Może upał, może tłum a może morze pod ręką sprawiło, że samo miasto (w okolicach mola) nie wydało mi się zbyt interesujące. Wróciłem na plażę pod hotelem.

Gosia miała stłuczkę, ale na szczęście nic się jej nie stało, poza tym cały czas na spotkaniach. Wszystko to sprawiło jednak, że wyjazd stracił swój jednodniowy urok.
Czwartek wieczór powrót.

Widok z okna hotelowego

Sopot

Lotniarz?

A na wodzie...

Morze innym razem...

Brak komentarzy: