06 marca 2008

The Mushrooms of Language

To tytuł artykułu Henry'ego Munna. Po polsku byłoby trochę niezręcznie. W oryginale to nawet całkiem magicznie brzmi. Artykuł dotyczy grzybów spożywanych podczas rytuałów szamańskich u Indian Mazateków.

Według nich, w trakcie obrzędów szaman obdarowany zostaje przez grzyby umiejętnością przemawiania. Posiadają one moc ubogacania języka. Dzięki nim wyrażone może być to, co nie jest wyrażalne. Powstają słowa i nazwy dla zjawisk, które nie mają nazw.

Piękna sprawa - móc wyrazić to, co niewyrażalne! Jakże często brakuje słów.

Ostatnio szedłem ulicą, gdy samochodów i przechodniów prawie nie było widać ani słychać. Mokro od deszczu i śniegu. I mrugające pomarańcze na skrzyżowaniach. Jeden z niewielu momentów, gdy naprawdę lubię miasto. Nie mam dla tego momentu nazwy. Krótkiej, prostej, dosadnej.

Mazateccy szamani to gaduły. Nawijają w transie przez kilka godzin (nawet osiem) bez przerwy. Na końcu zdania dodają "mówi". Bo słowa, choć są wypowiadane przez samego szamana, wyrażają to, co mają do przekazania grzyby za jego pośrednictwem. Szaman staje się Człowiekiem Języka.

W takim stanie trudno jest zaniemówić z wrażenia, co zwykłym śmiertelnikom zdarza się dość często.

Brak komentarzy: