29 lutego 2008

High on a Hill

Siedzę przy biurku. Słucham stacji radiowej Folk Alley nadającej muzykę przez Internet, zza Wielkiej Wody. Właśnie przeleciał kawałek High on a Hill. I odleciał. A ja z nim. Uniosłem się na wzgórze. Wysoko.

Jak we śnie, który dawno temu mnie nawiedził. W tym śnie wirowałem wokół własnej osi. Byłem na wzgórzu o zaoranym szczycie. Następna scena miała miejsce na tym samym wzgórzu, ale w budynku, dużym i jasnym, wykonanym z drewna, który stał na miejscu zaoranego pola. Przypominał lekkie japońskie konstrukcje (dojo?). Jakaś dziewczyna, przyglądając się mojemu wirowaniu, powiedziała do mnie, że mam talent i mogę zostać mistrzem. A później się obudziłem.

A teraz nie śpię. Naszła mnie ochota, by przeczytać po raz kolejny Walden Henry'ego Davida Thoreau. Nie pierwszy raz w tym roku i pewnie nie ostatni. Na razie jednak niech śpi na półce.

2 komentarze:

Imponderabilius pisze...

Walden to niezła rzecz.
Eh, Ci idealiści...

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Eh ci eh ci...