Teraz...
Ostatnio czytałem ciekawy artykuł na temat języka. Dotyczył m. in. problemu postrzegania świata przez ludzi mówiących różnymi językami. Czy moje postrzeganie świata jest takie samo, jak np. ludzi anglojęzycznych? No właśnie… Wszystko wskazuje na to, że nie jest. Różnice w strukturze języka powodują, że zupełnie inaczej określamy świat w którym żyjemy i nas w tym świecie. Przykładem (z artykułu) niech będzie język starohebrajski, który charakteryzuje się m. in. tym, że nie występuje w nim czas przeszły ani przyszły. Jest tylko TERAZ. Mit. Wiecznie aktualizujący się w rytuale świat (a może na odwrót? Czy w innych językach jest to istotne?). Początek ustanowił demiurg, stwórca bądź jakaś inna siła kosmiczna, a teraz, dzięki rytuałom, mit ciągle jest aktualny. A rytuałem może być wszystko – od porannego mycia zębów, po różnego rodzaju ceremonie, przez samą swą naturę związane z sacrum.
A zatem i stworzenie i życie jest TERAZ. Wieczne BYCIE. Czemu nie "trwanie" czy "dzianie się"? Te terminy zakładają istnienie jakiegoś przedziału czasowego, a TERAZ wyklucza przedział, bo jak podzielić TERAZ?
Wyobrażasz to sobie, drogi czytaczu?! Jedno wielkie TERAZ?! Nic straconego, za niczym nie trzeba gonić! Czas nas nie ściga. Czy to nie wspaniała perspektywa? Nasz czas (cywilizacji zachodniej) jest nie do pojęcia dla ludzi spoza jej granic. Oni dla nas, dla naszego świata, żyją poza czasem. A my? Żyjemy przed czy po czasie?
Ale, ale… Spróbuj, na jeden dzień, wyrzucić z języka BYŁO i BĘDZIE.
I jak?
Komentarze
Chociaż, jakby się zastanowić, to i w języku polskim możemy do określenia przeszłości użyć czasu teraźniejszego. Np. opowiadając komuś: "Słuchaj, i jestem w tym kinie, podchodzi do mnie koleś i mówi:...blablabla". Ale jakoś tak... bałabym chaosu, gdyby porzucić to, co ZA i to, co PRZED.