27 marca 2010

20 marca 2010

Flaneur

Planowanie nie ma sensu. Zdecydowanie tak jest w moim przypadku. Od kiedy postanowiłem planować, utknąłem na planowaniu kolejnych kroków planowania, ponieważ zasadniczy etap planowania nie może zostać zrealizowany, głównie ze względów czasowych.

Chyba powrócę do mojego ulubionego sposobu bycia, czyli swobodnego przepływu przez to, co się przydarza, bez podejmowania prób wpłynięcia na owe wydarzenia. Z ciekawością na wszystko patrzeć zawsze po raz pierwszy - dziś uważam, że strata czasu w takim sposobie bycia jest niebywała, jednakże kiedyś fascynowałem się wciąż na nowo wszystkim i jakoś nie pamiętam, żebym odczuwał to, jako marnotrawienie czasu. Dopiero, gdy ujrzałem sytuację z perspektywy z zewnątrz, stwierdziłem, że tracę czas na wieczne powroty.

A może taka postawa jest niezbędna, by się w ogóle ruszyć? Może to taka siła napędowa - od czasu do czasu pokręcić się po osi znanych już treści?

Cóż, pokręcę się zatem, jak globus.

18 marca 2010

Marzenia

To już dziesięć dni od poprzedniego wpisu. Zajęty przeklinaniem wyrodnej muzy przegapiłem kilka inspirujących momentów. Może kilkanaście, a może kilkadziesiąt. Nie wiem, ponieważ przegapiłem. Nic to, rzekłby mały rycerz z dużą szabelką – mistrz ciętej riposty – Imć Jamć Wołodyjowski.

Tydzień temu po raz pierwszy uczestniczyłem jako widz w 3 żywiołach (dzięki transmisji internetowej). Ileż tam było inspiracji. Można rzec, że muza na muzie i muzą poganiała! Ile przygody i świata - głównie wschodu i południa. Nie było północy. To dało mi do myślenia.

Może za jakiś czas. Na pewno!

Jeden wątek przewijał się bardzo wyraźnie przez cały czas - warto marzyć. Marzenia mają w sobie moc. Ale moc potrzebuje płaszczyzny, dzięki której zostanie wyzwolona, a chodzi tu oczywiście o działanie.

Marzyć zawsze potrafiłem.

08 marca 2010

Między-pora roku

Przyzwoitość wymagała, by coś napisać. Tak też zamierzałem uczynić po tygodniu milczenia, jednak nie dane mi było. Zapowiedzią tego, że nic nie wyjdzie z pisania było kilka wydarzeń poprzedzających decyzję o dokonaniu wpisu. Po pierwsze, upadł mi kawałek tortu urodzinowego - nie wierzę w pecha, ale... Po drugie, wydarzyło się znowu coś, o czym w tym momencie nie pamiętam, po trzecie zaś, w trakcie dokonywania wpisu zostałem wylogowany i utraciłem wszystko. W międzyczasie obudziła się Lenka i musiałem przerwać pięciominutową labę przed komputerem.

A wpis był niezwykle poruszający. Wasza strata. Było tam o pustce, o zapachach i budzeniu się świata do życia. O zmysłach, obrazach i słowach. I nie zachowało się nic.

Pech. Widać taka to między-pora roku. Może kalendarzowo to jeszcze zima, ale myślą wybiegamy już w wiosnę, pomiędzy drzewa i łąki, kwitniemy i dojrzewamy. Kilka dni temu, po raz pierwszy od miesięcy, poczułem ziemię. Ptaki rozświergotały się na drzewach, a ja poczułem potrzebę wyjazdu.

Pech. Akurat wtedy skończył mi się urlop. Wróciłem więc do Zemsty Platona (moja kanciapa służbowa) i rejestruję kolejne, przybywające do księgarni tysiące słów i obrazów. Gdzieś między nimi zgubiłem swoje. Pomiędzy drzewami.

A muza wertuje kartki i chichocze ironicznie.