27 października 2012

Zakopane

Jadąc do Zakopanego z Gosią i Lenką wierzyłem, że wreszcie nadszedł czas na pokazanie córce gór... Wziąłem wiele pod uwagę, ale nie to, by zabrać ze sobą parasol. Dzwonię do rodziny: w Lublinie śnieg. Dowiaduję się w Zakopanem, że w Radomiu śnieg. A tutaj mży, pada, wieje, mgła taka, że ledwo widać cokolwiek (poza samym miastem). Na chwilę tylko z oparów wyłaniają się szczyty, by już po kilku sekundach zniknąć znów w deszczowych chmurach. Mieliśmy jeden moment przejaśnienia, gdy nawet zaświeciło słonce. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że akurat siedzieliśmy w restauracji i wsuwaliśmy naleśniki z jabłkiem w polewie czekoladowej. Wychodzić w takim momencie byłoby w najwyższym stopniu kontrowersyjne. Nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Może jutro. Choć z tego, co wiadomo na ten moment, raczej nie ma co liczyć na cud. Ale jestem z żoną i córką w Tatrach. To już coś. :)

14 października 2012

W długą drogę z Cookiem

Zasiadłem właśnie do czytania dzienników Jamesa Cooka z jego pierwszej wyprawy podjętej w 1768 roku. Zapowiada się fascynująca przygoda. W kolejce stoi już dziennik Josepha Banksa, botanika płynącego z Cookiem na okręcie Endeavour. A po nich już gotowy do drogi Lewis i Clark...

Jedynym mankamentem jest to, że są to pliki pdf. Nie umiem czytać w komputerze. Nie potrafię się skupić - Internet kusi itp. Książka w ręku o wiele lepiej się sprawdza. Rozwiązaniem byłby czytnik - mógłbym zabrać wszędzie te książki, nie martwiąc się o miejsce w plecaku.

Tymczasem, odnoszę wrażenie, że początkowe wpisy Cook umieszczał w formie, która, jako żywo, przypomina mi moje pierwsze wpisy do mojej kroniki zawiszackiej.

Monday, 15th. First and latter parts Moderate breezes and fair; Middle squally, with heavy showers of rain. I this day received an order to Augment the Ship’s Company to 85 Men, which before was but 70. Received on board fresh Beef for the Ship’s Company. Wind South-West to South-East.

11 października 2012

Rozmowy przed zaśnięciem

- Tato, a t-rex jest jaszczurką?
- Nie. Jest dinozaurem. A w zasadzie był, ale dawno temu.
- 8 lat?
- Oj, dużo dawniej... Nie było wtedy ludzi...
- No, bali się t-rexa i się schowali...

02 października 2012

O psach, tv i łowcy krokodyli

Moim zdaniem Steve Irwin - australijski znawca przyrody, znany z z serialu Łowca krokodyli - zginął dlatego, że wyszedł poza dziedzinę, w której był ekspertem. Zmarł od ukłucia kolcem jadowym ogończy, podczas kręcenia filmu na Wielkiej Rafie Koralowej. Zawsze podziwiałem Irwina, ale jego działka były krokodyle, dlatego, moim zdaniem, sam wystawił się na niebezpieczeństwo, dając się skusić albo przekonać, że da sobie radę także i na tym polu mimo braku doświadczeń. Pamiętam, oglądałem go w telewizji, kiedy razem z żoną bawili się z dingo na Wielkiej Wyspie Piaszczystej; tymczasem - o ile mi wiadomo - Irwin nie miał pojęcia o psach i nie czuł się pewnie na tym gruncie. Wystąpił w filmie o dingo, żeby spełnić oczekiwania widzów. [Shaun Ellis, Żyjący z Wilkami]