29 grudnia 2010

A u mnie jeszcze klimat świąt

Hardway


Życie to trudna droga, pełna wybojów i kamieni. Ktoś obdarował nas wolnością i możliwością dokonywania wyboru. Wolność narzucona, wybór z konkretnej puli, poza którą niedobrze jest znajdować rozwiązanie. Podejmujemy zatem decyzje starając się jednocześnie, by mieściły się w systemie  (wartości?). I ślęczymy nad tymi naszymi kamieniami szukając drogi na skalę mikro; wskazówki, która pomogłaby ominąć jakiś szczególnie nieprzyjemny kawałek kamienia. Piękna drogi nie widać, gdy wzrok wbity w wyboje mnożące się o krok od nas.

Nowy Rok. Nowa Nadzieja. Nowa Droga.
Nowa Ułuda. Nowe Obiecanki-Cacanki. Nowe Stare.

A mimo wszystko będzie dobrze.
Jak co roku.

21 grudnia 2010

Święta zwłoka

Wszystkich uwielbiających mojego bloga i nie mogących doczekać się kolejnych wpisów pragnę przeprosić za zwłokę - niedługo ją uprzątnę!

Czas przedświątecznej gorączki jest czasem trudnym dla wszystkich. Cała ta historia z zakupami, która ciągnie się za nami już od czasów przedpotopowych chrześcijan. Na przykład Noe, który pod choinkę kupił rodzinie arkę. Biedaczek nie przewidział, że choinkę na ową arkę będzie musiał ściąć, ale przecież liczy się gest (a Noe nawet nie był chrześcijaninem!). Trudno powiedzieć, jak pierwsi chrześcijanie nakrywali stoły, a stoły mieli, bo przecież stolarze już po świecie chodzili i bywało, że nie byli Rzymianami. Rzymianie natomiast, to już zupełnie inna para sandałów - oni jedli na podłodze - stamtąd bliżej do rynsztoka. Lwom też raczej sianka pod obrus nie kładli. Tu sprawa wydaje się dość oczywista.

I tak, szał zakupów trwa, szopki rosną w całym kraju niczym grzyby po deszczu, ludzie z siatkami pełnymi dóbr - tych bardziej dobrych i tych całkiem do niczego - dryfują od sklepu do sklepu, a czas się zbliża.

Już tuż, tuż. Już idzie po schodach, już puka do drzwi. Czy na Waszym stole oczekiwać będzie tradycyjny zestaw świąteczny złożony z pustego talerzyka, widelczyka i nożyka (jak najmniejszych) dla niczego nie spodziewającego się i niespodziewanego gościa, który oczywiście do Was nie zawita?

Dobrze, że święta w tym roku wypadają w tym roku. Choinka bezstresowo może poświecić, zanim zgaśnie niczym ostatni płomyk świecy, który zapłonie, gdy przyjdą podwyżki.

Święta... Czas refleksji i pokoju, których życzę wszystkim już dziś.

W piątek mogę nie pamiętać. Będę sprzątał zwłokę.

15 grudnia 2010

InnerPhoto!

Wielki czerstwy bochen formalności został nadgryziony. Pozostało jeszcze sporo, lecz wszelkie znaki na ziemi i niebie, o których się nie śniło nawet filozofom oraz Krewnym i Znajomym Królika wskazują, iż InnerPhoto ruszy lada dzień, tj. 01.01.2011! Tak na Nowy Rok. Tak na Nowy Czas. I Nową Drogę.
Jestem zestresowany, lecz dobrej myśli.

09 grudnia 2010

Krok w...

Decyzja juz blisko. Ważą się losy InnerPhoto. Na razie czas na wzięcie kilku oddechów i rozruszanie starych kości przy przenoszeniu dobytku. To trochę studzi umysł i sprawia, że myśli się trzeźwiej.
Zbliżają się święta - może na chwilę będzie okazja do zatrzymania się, przemyśleń i zaplanowania kolejnych kroków.

O ile nie zatrzymam się na jakimś ruchliwym skrzyżowaniu. Wtedy ostatni punkt wypowiedzi stanie się mniej istotny...

03 grudnia 2010

Przeprowadzka

Zima dopiekła! Przynajmniej na parę dni... Przeprowadzać się w takich warunkach - bezcenne... Cóż zrobić - plecak za plecakiem, mozolnie, turlając się przez śniegi przenoszę dobytek, jednocześnie będąc szarpanym smyczą przez Kirę. A było tak pięknie...

Nic, to. Trzeba przetrwać.

19 listopada 2010

Na Tatry


Piękny dzień i mało czasu. Bardzo frustrujące połączenie. W takiej sytuacji jedynie podróżowanie czterema kółkami przechyla szalę ku pozytywowi. Jeszcze lepiej by było, gdyby to były własne cztery kółka - z całej siły musiałem starać się unikać krzyczenia "STOP!", co kilkaset metrów. Na szczęście kolega Wojtek był wyrozumiały. Chwała mu za to. Co do owiec - w tym akurat chyba palców nie maczał, więc zrzucę to na uśmiech losu.

18 listopada 2010

Skała


Klimat niczym z Tańczącego z Wilkami. Spoglądałem z niepokojem, czy na skale nie pojawi się lakocki wojownik krzycząc: "Tańczący z Nikonami, czy mnie słyszysz?! Czy wiesz, że jestem twoim przyjacielem?!". Cóż, nie pojawił się, ale i bez tego atrakcji było co niemiara. Jak powiedział kiedyś ktoś: malarz dostałby pomieszania pędzla.

Wolność artystyczna

Prawdziwa wolność artystyczna nie może być nigdy kwestią samowoli lub dowolnego pozowania. Jest ona wynikiem autentycznych możliwości, zrozumianych i zaakceptowanych takimi, jakie są, nie zaś odrzuceniem konkretu na rzecz tego, co "wewnątrz". I na koniec - jedynym liczącym się świadkiem twórczej wolności artysty jest samo dzieło. Artysta buduje swoją wolność i kształtuje swe sumienie artystyczne poprzez dzieło swych rąk. Dopiero wtedy, gdy dzieło jest ukończone, może on ocenić, czy stworzone zostało "w wolności", czy też nie. (Thomas Merton, W natarciu na niewypowiadalne)

16 listopada 2010

Jar


Wyglądał pięknie i tajemniczo. Niestety, nie mogłem się w nim zagłębić, ponieważ na mojej klatce piersiowej w chuście spał brzdąc. Już samo podniesienie aparatu do oka, było niezłym wyzwaniem. Światła mało, brak statywu, więc wyszło nie do końca tak jakbym sobie życzył, ale mimo to nie wyrzuciłem tego ujęcia do kosza.

Liczyłem, że spomiędzy drzew wyłoni się jakieś COŚ, dlatego też kręciłem się dłuższy czas pomiędzy skałami, zaglądając to tu, to tam. Jedynymi cosiami okazały się być kruki, których całkiem sporo latało w okolicy (prawdopodobnie "z okazji" wysypiska śmieci znajdującego się nieopodal, tuż za granicą parku krajobrazowego - niestety, po tej niewłaściwej stronie)

12 listopada 2010

Homole w nowym stylu



Próbuję odnaleźć swoją ścieżkę. Nowy szlak wizualny. Zdjęcie, niczym dobre danie trzeba odpowiednio zaprezentować i podać. Czuję przesyt obrazów nie dlatego, że męczą mnie same w sobie, lecz raczej z tego powodu, iż wielu fotografujących podaje wizualnego fast fooda. Ciężkie to to, i niezbyt sycące. Kto wie -
może się rozwijam? Zawsze jest jakaś nadzieja.

27 września 2010

Jeden głos w sprawie krzyża

Miałem o tym pisać tylko na The Truth is Out There, ponieważ nie da się o tym na poważnie. A jednak! Głos nie należy do mnie, ja jestem tylko tubą:

Krzyż jest znakiem sprzeciwu - burzy powagę Prawa, Cesarstwa, armii, krwawej ofiary, a także obsesji.
Ale magicy uparcie naginają Krzyż do własnych celów. Tak, dla nich też jest On znakiem sprzeciwu: to straszne bluźnierstwo religijnych magików, którzy Krzyżem przeczą miłosierdziu! To jest oczywiście najwyższa pokusa w chrześcijaństwie! Takie stwierdzenie, że Chrystus zamknął wszystkie drzwi, dał jedną odpowiedź, ustalił wszystko i odszedł, zamknąwszy całe życie w przerażającej logice systemu, poza którym wszystko jest na serio i potępione, a wewnątrz którego panuje nieznośna nonszalancja zbawionych - wobec czego nie ma już miejsca na tajemnicę wolności boskiego miłosierdzia, które jako jedyne jest sprawą prawdziwie poważną, wartą traktowania na serio.
[W natarciu na niewypowiadalne, Thomas Merton] 
To tyle w tym temacie. Pierwsze wydanie książki to rok 1960.

20 września 2010

Do siebie

Cztery dzikie konie
Każdy z nich to inna śmierć
W ich oczach szaleństwo
W twoich oczach śmiech

Biegnij

Rosa na ich nogach
Krew na twoim czole

Biegnij

Ktoś właśnie oddał życie za łyk wody
Ktoś inny przed chwilą dla wody zabił
W czyichś oczach śmiech
W czyichś oczach śmierć
                                                    [Lublin, 20.09.2010]

Co tu dużo gadać. Lubię pozytywnie rozpocząć tydzień. Tymczasem, od rana naszło mnie na słuchanie Patti Smith, Joy Harjo... Pozytywny początek - to podstawa końca. Jakiego? Ponoć każdy kij ma dwa, ale ja w to nie wierzę. To jakieś mydlenie. A wiemy dobrze, że mydło niekoniecznie musi mieć zdrowe konotacje. Trochę nieściśle myśli mi się wylewają, ale kto lubi ścisk? Myślotok natomiast jest najlepszym lekarstwem na ciśnienie w skroniach. Po prostu trzeba sobie pozwolić na mały wyciek. Nie tak, jak w Zatoce Meksykańskiej. Nie zabijać ptactwa! Podobno zatkali dziurę... Spokojnie! Nie tą to inną drogą się wykończymy. Ważne, by było systematycznie.

Sezon na grzyby w pełni. Nie byłem już od lat. Od lat już się wybieram i nic mi z tego nie wychodzi. Wychodzi na to, że i w tym roku nie znajdę wyjścia i skończy się na wizjach! Dlatego nie lubię planów. Plan A, B...Z! A₁, A₂... Z danego planu można wyprowadzić tyle alternatyw, że i tak pewnie doprowadzą do punktu, w któym zaczęło się planować.

Nie wierzę w życie jest za krótkie. Za krótkie na co? Dla kogo? Od początku? Jednostkowe, gatunkowe czy w ogóle?

Życia nie ma...

Jest tylko kura samograjka, znosząca złote jajka.

15 września 2010

Łeb Łosia i singielek

Wzięło mnie na wspomnienia. To chyba już tradycja, że jesienią poddaję się i wpadam w nurt melancholijno-wspominkowy. Rzeka pędzi przed siebie, aż do zamarznięcia.

Lata już całe minęły od mojej pierwszej butelki piwa Moosehead (było ich w sumie sześć). Mówiąc delikatnie, nie zachwyciło mnie w nim nic, prócz etykiety. Spodobała mi się do tego stopnia, że wróciła wraz ze mną i do dziś przewala się wśród pamiątek.


Siedziałem na werandzie, bujając się na krześle. Obok sześciopak Łosiego Łba, w palcach Marlboro, w drugiej ręce kubek z kawą. Amerykańsko. Zebrało mi się na wierszoklecenie, gdy zobaczyłem wychodzące z motelu, po drugiej stronie ulicy, trzy dziewczyny...

siedzę na porchu
z widokiem na rollercoaster
i wszechobecne
gwieździste sztandary

trzy nimfy z Shore Plaza
rzucają pety
na głowy przechodniów

a cienie mew suną
po rozgrzanym asfalcie
26th Avenue

w powietrzu rozbrzmiewa
bezustanny dźwięk
samolotów,
ciągnących za sobą
łopoczące ogony reklam

siedzę na porchu
pijąc kawę

trzy nimfy z Shore Plaza
płyną ulicą
porzucając pod słupem
plastikowe kubki

Glenmorangie Port Wood Finish... To kolejna pamiątka, a znalazłem ją na Heathrow w drodze powrotnej. World of Whiskies. Dlaczego ona? Był tam przecież mieszaniec Johnny i tym podobne. Znane i lubiane. Nie wiem, może to ta egzotyka, a może fakt, że byłem wtedy singlem i ciągnęło wilka do lasu? Moje whiskobranie miało charakter cokolwiek chaotyczny. Toż to cały świat! To było dawno, dawno temu. Wiele już wód w rzekach upłynęło. Pozostała miłość do singli i żal, że jesień bez mojej pierwszej...



Wiza wygasła w tym roku. W ciągu dziesięciu lat skorzystałem z niej tylko raz. Żałuję za ten grzech. Ktoś zarzuca mi marnotrawstwo, ktoś inny też obdarza cynicznymi uwagami (co mnie, jako cynika średnio rusza) i na pewno częściowo mają rację. Nie rozumieją tylko jednego - mam marzenie. Czapki z głów, mądrale!

10 września 2010

Strzały o zmierzchu



Nastały chłodne dni. Każda iskra jest teraz na wagę złota. Palę kadzidełko, żeby przez moment mieć złudzenie, że do jesieni jeszcze trochę brakuje, a do zimy... W ogóle nie ma o czym wspominać.

Tymczasem aura nie sprzyja aktywności i gdyby nie wierna Kira, to chyba bym już sobie zimowo zasnął*.

Oglądam amerykańskie filmy drogi (często tanie niby-hity). Kilka dni temu miałem chętkę na Konwój, dziś Pojedynek na szosie ("na szosie" to dodatek dla Polaków w razie, gdyby w tym 1971 roku nie wiedzieli, o co chodzi).

Długa prosta przed siebie! Słońce, góry, wędrujące trawy, samochód i... wolność?
Kim jest ten gość w trucku i dlaczego chce mnie dopaść?! Do diabła z nim!

Czas na Easy Rider...

________
*na wszelki wypadek, proszę mnie dobrze zrozumieć: NIE WIERNA, nie zaś: NIEWIERNA. To dobry pies. Proszę go nie krzywdzić...

02 września 2010

Festiwal Sztumistrzów 2010

Tak dla przypomnienia sobie, jak to było w czasach, gdy Lublinem rządziła magia, artystyczny nieład, upadek tyranii rozumu i - przede wszystkim - naprawdę dobra zabawa.







A tak zupełnie na marginesie, chyba mój umysł powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że to już koniec lata; że czas przysiąść czasem i coś napisać; że tak bez słów, samymi obrazami nie można... Kotłują mi się w głowie różne tematy, problemy i jakieś tam myśli, np. jaki wpływ ma ustalenie naukowców na drodze głosowania, że Pluton nie jest planetą, na grę naszej reprezentacji piłkarskiej oraz XX-wieczne przepowiednie astrologów dotyczących końca świata? Dlaczego krowa w kropki bordo?
I wiele innych filozoficznych zagadnień...